poniedziałek, 8 sierpnia 2016

9. Żniwiarz i anioł

Dobry! I  znów poniedziałek. Ale są wakacje, nie jest tak źle (dla niektórych. Wszystkim, którzy muszą pracować, szczerze współczuję). Dziś prawdopodobnie więcej pytań niż odpowiedzi, ale mam nadziejé, że się połapiecie, o co chodzi. Jeszcze wszystko się wyjaśni, obiecuję! (Nie wierzcie jej, ona kłamie!) Przegiąłeś, głosie. Wypad ze studia!
No. Wracając do opowiadania... Chciałabym poznać waszą opinię na temat Anthony'ego i Setha. To bardzo ważne! Ach, i jeszcze jedno. Sonda. Znajduje się w osobnej zakładce, głosy można oddawać raz dziennie, więc można głosować na kilka ulubionych postaci. Wasza opinia na ich temat jest dla mnie bardzo ważna!
W zeszycie kończę pisać rozdział 22. Jesteście ze mnie dumni? :')

Dedykowane Serenie, Raimei i Yui. Jesteście cudowne, dziewczyny!

9. Żniwiarz i anioł

Kiedy wszyscy mieli w dłoniach szklanki z napojami, usiedli dookoła blatu, nie przejmując się pijakami na sali. Zaczęli od opisania całej sytuacji Victoire i Anthony'emu. Głos zabrał Nicodem.

— Jakiś shinigami grzebał w życiu Victoire. — Zauważywszy tępe spojrzenie dziewczyny, pospieszył z wyjaśnieniem: — Żniwiarze zajmują się gromadzeniem danych na temat ludzi i odsyłaniem ich dusz na drugi świat. Każdy Żniwiarz po osiągnięciu konkretnego wieku dostaje swoją Zakładkę Śmierci, za pomocą której może zatrzymać bieg historii danego człowieka, oraz czerwony długopis pozwalający na zmianę jego przyszłości. Victoire to wyjątkowy przypadek. Miała umrzeć już cztery razy.

Blondynka zachłysnęła się powietrzem. Była zszokowana. Na tym miała polegać jej wyjątkowość? To żarty czy kpiny? Jednak jedno spojrzenie na poważną minę Nicodema uświadomiło jej, że to prawda. Pokręciła głową, starając się nieudolnie przekonać samą siebie o tym, że to dziwny zły sen i zaraz obudzi się w swoim  łóżku jak zwykle. Christopher odchylił się do tyłu w krześle i założył ręce na piersi. Wiedział, co zaraz się stanie. Victoire wygarnie mu, co o nim myśli, a w nim obudzi się cień poczucia winy. Następnie będzie musiał błagać ją o wybaczenie, co mu się niezbyt podobało.

— Wiedziałeś? — szepnęła. Już trzeci raz tego dnia jej serce przyspieszyło.

— Owszem, od wczoraj — odparł. Nie było sensu kłamać, zresztą i tak nie wolno było mu okłamać swojej pani.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś?

— Bo nie spytałaś.

— Sofista. — Nazwała go tak już drugi raz w ciągu piętnastu minut.

— Jesteś na mnie zła? — spytał wprost. Pokręciła głową.

— Nie wiem. Już sama nie wiem, co czuję. Następnym razem po prostu szczerze o wszystkim powiedz.

— Postaram się.

Nicodem kontynuował:

— Jednak za każdym razem ratowała cię ręka tego Żniwiarza. Zupełnie nie wiem, do czego byłaś mu potrzebna. Zgadnij, czego dotyczyła jego ostatnia ingerencja w twoje życie?

— Incydentu w West Capture? — Była prawie pewna, że ma rację. Nicodem kiwnął głową.

— Bingo. Właśnie wtedy zaaranżował twoje spotkanie z Christopherem i wasz pakt. To dlatego nie pamiętałaś, że oddałaś mu swoją duszę. Rozumiesz?

Skinęła głową. Nadal nie miała wspomnień po tym, jak w jej życiu pojawił się demon i prawdopodobnie nigdy ich nie będzie mieć. Dla niej było to straszne — czuła się, jakby pozbawiono ją kawałka życia. Kawałka, którego już nie odzyska.

Vilnius zerknął na Christophera.

— Zostawiłem cię wtedy pod opieką Nico, pamiętasz? Poszedłem poszukać śladów po tym snajperze. Zostawił po sobie tylko charakterystyczny, mdły zapach anioła. Dziś przekonaliśmy się, że chce cię porwać, ale żadne z nas nie zna powodu, dla którego to robi, ale wiemy jedno — nie spocznie, dopóki nie osiągnie swojego celu.

— Próbował mnie zabić! — oburzyła się Victoire.

— Albo chciał, żebyś tak myślała. Byłaś mu potrzebna.

— Wiecie przynajmniej, kto to jest?

— Oczywiście. Nie po to jestem szefem Podziemia, żeby nie znać przestępczego londyńskiego półświatka. — Dopiero teraz Victoire zauważyła srebrne kolczyki w wardze, uszach i na języku Setha. Wyglądał na niezależnego buntownika, który równie dobrze może jej pomóc, jak i zaszkodzić. — To Thomas St. Morris, porywacz i diler narkotyków, lat 28, studia porzucone po drugim roku medycyny. Wplątywanie w to bagno policji nic nie da, bo współpracuje z aniołem, niestety nie znamy jego tożsamości. Nigdy nie wybaczę Christopherowi, że przekonał mnie do dotknięcia tego plugastwa. — Na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu.

Podczas gdy Nicodem, Seth, Christopher i Victoire rozmawiali, pewien osobnik w zboroi miał ochotę wyciągnąć swój stary aparat i pstryknąć fotkę Silvestrowi, a następnie wkleić je do swojego „Albumu rzeczy pięknych”. Maślanymi oczyma patrzył na twarz demona i nie dostrzegł posłanego w jego stronę zimnego spojrzenia zielonych oczu Anthony'ego.

— Silvester, robię się zazdrosny — oznajmił beznamiętnie pan Moonrose'a, jak gdyby mówił o pogodzie.

— I cóż ja mogę na to poradzić? — zapytał Silvester równie obojętnie.

— Nic. — Blondyn wzruszył ramionami. — Jednak wolałbym, żeby ten podstarzały rycerz zostawił w spokoju mojego kamerdynera.

Jego słowa wzbudziły oburzenie Pennyfathera.

— Nie jestem stary! Mam tylko 394 lata! — Jednak nikt go nie słuchał.

— Ja też najchętniej bym się go pozbył, uwierz mi. — Przeczesał dłonią swoje złote włosy, co sprawiło, że oczy Arthura stały się jakby jaśniejsze, a na policzkach pojawiły się nieśmiałe rumieńce. — Chodzi ciągle za mną i patrzy tymi zielono-żółtymi ślepiami jakbym był jakąś apetyczną potrawą. Mam ochotę go udusić, ale jako że jest to podopieczny naszego przyjaciela, a w towarzystwie mamy damę, to nie wypada. — Pociągnął łyk whisky, zauważając pytające spojrzenie Horowitza, skierowane na szklankę. — Alkohol na mnie nie działa. Żaden.

Jego właściciel skinął głową i wrócił do przysłuchiwania się dyskusji, popijając przez słomkę sok pomarańczowy.

— Czyli, krótko mówiąc, ten Żniwiarz ma nade mną całkowitą władzę i jest powiązany z tym całym Morrisem, tak?

— Mniej więcej. To drugie to tylko bardzo prawdopodobna hipoteza — uściślił Nicodem. — Nadal nie wiemy, co shinigami planuje ani jaki jest jego cel.

— To prawda, może jednak teoretyzowanie zostawmy na później, kiedy będziemy mieć więcej informacji. Co zamierzasz, Anthony? — spytała milcząca dotąd Eunice. Zwracała się do chłopaka z szacunkiem. Wyrwany z myśli szesnastolatek podniósł głowę.

— Cóż, zamierzam wrócić do domu i zjeść porządną kolację.

Demonica powstrzymała westchnienie irytacji.

— Pytałam raczej o sprawę, która nas tutaj wszystkich...

— Planuję żyć jak wcześniej. Nie wiem jeszcze, co konkretnie zrobię, ale jeśli cokolwiek sensownego wpadnie mi do głowy, poinformuję was o tym. — Wstał z krzesła, a Silvester poszedł w jego ślady. Pomógł swojemu paniczowi założyć kurtkę. Przed wyjściem Anthony odwrócił się jeszcze do grupki: — Żegnam. A tobie, Scott, radzę zaufać demonowi. Nie wyjdzie ci to na złe.

Powiedziawszy, co miał do powiedzenia, wyszedł z lokalu.

— Kim on jest? — zapytała na głos Victoire, jednak nikt nie uznał za stosowne, by jej odpowiedzieć.

— Też chciałbym to wiedzieć — powiedział Żniwiarz w czapce z napisem „Keep calm and die”. — Zachowuje sę jak nie wiadomo kto i to jest cholernie wkurzające.

Wyglądało na to, że nie tylko na Victoire Anthony wywarł nieprzyjemne wrażenie.

— Co zrobimy?

— Przede wszystkim nikomu nie powiemy ani słowa o tej dziwnej sytuacji — odparł Vilnius na pytanie Nathaniela. — Zaczekajmy na rozwój wypadków, wtedy podejmiemy decyzję.

— Wtedy może być już za późno — zauważył Arthur. Po wyjściu Silvestra zmarkotniał nieco. — Ale róbcie, jak chcecie, nie będę was ograniczał.

— On ma rację — powiedział właściciel baru. — Spotkajmy się tu w środę wieczorem.

— W takim razie uzgodnione. Pójdziemy już. — Christopher wstał, zaczekał, aż Victoire zeskoczy ze stołka i uniósł dłoń w pożegnaniu. Odwróciwszy się w stronę drzwi, opuścili bar.

Całe spotkanie nie trwało dłużej niż pół godziny, krajobraz na Buckingham Palace Road nie zmienił się ani trochę. Neony świeciły jasno, latarnie uliczne oświetlały ludzkie masy, przewijające się przez ulicę, spiesząc do albo z Victoria's Station.

— Christopher? — zapytała dziewczyna, kiedy mijali Seven Eleven na rogu. Mruknął coś na znak, że słyszy. — Dlaczego im powiedziałeś?

Demon milczał przez długą chwilę. Nie lubił przyznawać się do błędów i słabości, więc trudno było mu wyrzec te słowa.

— Sam sobie z tym nie poradzę.

Taka była prawda. Zdał sobie z tego sprawę wtedy, kiedy wczoraj dowiedział się, że w jego kontrakt są wplątani człowiek, bóg śmierci i anioł. Jeszcze nigdy nie miał problemów przy jakimkolwiek pakcie, lecz właśnie po to powstało to małe stowarzyszenie demonów — aby mieć na siebie oko. Demony były solidarne wobe siebie, nieważne, czy te pochodzące z piekła, czy te, które kiedyś były ludźmi. Byli swego rodzaju rodziną. Dziś do tego koła dołączył Nicodem i jego towarzysze z pracy. Mimo że dopiero co poznali demony, byli gotowi współpracować, nie zwracając uwagi na odwieczną niechęć tych dwóch ras. Dla niego.

Shinigami, w przeciwieństwie do większości demonów, byli kiedyś ludźmi. Ich uczucia i wspomienia zostały. Christopher nigdy nie czuł z kimś jakichś szczególnych więzów. Pojęcia takie jak lojalność czy przyjaźń nie były mu obce, jednakże sam nie odczuwał czegoś takiego, choć emocje, jakie budziły się w nim na myśl o Nicodemie i Victoire z braku innych określeń mógłby nazwać lojalnością.

— Nigdy nie miałem takich komplikacji przy wypełnianiu swoich obowiązków względem mojego pana. To utrudnia moje zadanie. Potrzebuję ich pomocy. — Zniżył głos do ledwie słyszalnego szeptu. — Prawda jest taka, że nie poradzę sobie z uzdolnionym Żniwiarzem, cholernym aniołem i snajperem jednocześnie. Potrzebuję ich — powtórzył.

 Victoire spuściła wzrok na szare płyty chodnika. Christopher przyznał się wprost, że ma swoje słabości. Czuła się z tego powodu niezręcznie. Miała ochotę mocno go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale się rozmyśliła.

Przyspieszyła kroku.


***

 Nicodemus od dłuższego czasu spodziewał się, że coś takiego się stanie. Przeczucie go nie myliło. „Nigdy nie wierzyć kobietom, zwłaszcza rudym i o nazwisku Michaela Stanley”, odnotował w pamięci.

Zaklął i wycofał się do przedpokoju. Odpalił piłę. Nawet nie mrugnął, kiedy zarzynał rdzawoczerwonego kota, który dopiero co rzucił mu się na twarz. Na szczęście rany na ciele Żniwiarzy szybko znikały. Po dwóch dniach nie będzie nawet śladu pazurów tej bestii.

— Nienawidzę kotów. Mam nadzieję, że nie trzyma tu całej watahy.

— Kotów to może nie, ale z tego, co widzę, to na podwórku są dwa psy, kundel i rasowy owczarek niemiecki — powiedział Arthur, szykując swój tasak na długim trzonku, w razie ataku zabójczych kotów. — Ma piękne futro. Każdy arbiter elegantiae, jak ja, zawsze o takim marzył.  Gęste, długie włosy, intensywne kolory... Mam ochotę go zabić i powiesić skórę na ścianie w salonie. Co o tym myślisz?

Żniwiarz nie dowiedział się, co sądzi kolega, ponieważ Vilnius był już w kuchni. W pomieszczeniu krzątał się krępy, niski trzydziestolatek z krótką ciemną bródką, sprzątając po samotnej kolacji.

— Ronald Werkmann, zamordowany przez Briana Summersa za pomocą środków chemicznych. Zmarły 23 listopada o 23.08 w swoim domu. — Zerknął na Pennyfathera znad akt mężczyzny. — Zajmiesz się nim?

— Z przyjemnością — odparł drugi shinigami, gładząc ostrze broni.

Werkmann zakaszlał i osunął się na podłogę. Wił się niczym wąż, to wyprężając jak kobra, to kuląc się z bólu. Po jego zaczerwienionej twarzy widać było, że ogromnie cierpi. Z ust leciała piana, a oczy były wielkie i przerażone.

— Cholera. Mocne to musiało być, widocznie zalazł mu za skórę — powiedział białowłosy.

— Nie gadaj, tylko szykuj się do swojego zadania — rzekł Nicodem. Arthur uniósł swoją Kosę Śmierci nad głowę i z całej siły wbił ostrze w klatkę piersiową mężczyzny. Z rany uniosły się wstęgi wspomnień Ronalda. Shinigami pobieżnie przejrzał obrazy z życia człowieka, aż w końcu wbił tasak drugi raz w ciało, oficjalnie kończąc życie Werkmanna.

— Powiedz, proszę, że to już koniec na dziś — stęknął Arthur, wyciągając Kosę ubrudzoną krwią.

— Chciałbyś. Czeka nas jeszcze sporo pracy. Na swoje nieszczęście trafiłeś do mnie, tego, który wyrabia trzysta procent normy. Chodźmy, jeżeli chcemy skończyć przed świtem.

4 komentarze:

  1. Witam, witam :D

    Dziękuje za dedykację i owszem byłam już na sondzie ^^! Chris to moja ulubiona postać. Co poradzić, że chłopak jest po prostu uroczy :3? Co do pracowania to chyba do mnie. Tak tęsknie za urlopem, że usycham :< dopiero co z niego wróciłam, a już bym chciała kolejny.

    Rozdział ciekawy i chyba pierwszy raz słyszę o złym aniele na jakimś blogu. Bo właściwie tak mi się tutaj kojarzy :P Co do Setha i Anthony'ego muszę jeszcze trochę o nich poczytać by wyrobić sobie opinię ;) Ale na pewno coś o nich wtedy powiem!

    Tak, więc czekam na ciąg dalszy, bo tyle unikniętych śmierci mnie w sumie zaintrygowało. Po prostu szczęście w nieszczęściu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze znam ten ból braku urlopu... Żeby tak od czasu do czasu (czyt. bardzo częso) można było zrobić sobie wolne od szkoły... No ale cóż, muszę godzić, choć nawet mi za to nie płacą T.T

      Chris jest jedną z moich ulubionych postaci, co sprawia, że trudno mi go obiektywnie przedstawić (nawet w zwykłych notatkach do opowiadania). Bardzo się z nim utożsamiam, w końcu ja też jestem takim cholernym leniem... (Ogarniasz, spałabym dzisiaj do drugiej po południu, gdyby nie wizja wiosłowania z kuzynkami... Ale i tak nawet tego za abrdzo mi się nie chciało). Jednak ja, w przeciwieństwie do Chrisa, próbuję się zmienić. A Amarensis jak to demon, jest nezmienny.

      Bardzo cieszę się, że jestem tą pierwszą osobą która wykorzystała motyw złego anioła. Chociaż właściwie to jeszcze nie wiecie, czy ta anielica jest tak do końca zła (yeah, nie zdradziłam imienia!). Ale być może masz rację :) Cieszę się że jeszcze nie oceniłaś Anthony'ego i Setha. Ten pierwszy jest na początku tak... Ech, bez spoilerów. Ale jedno mogę ci zdradzić — naprawdę nie jest taki, jak się pokazuje światu. I nie wiem, czy tak fajnie jest cztery razy uniknąć śmierci, jeśli potem się niemiłosiernie cierpi i żałuje, że się jednak nie umarło wcześniej...

      Również pozdrawiam i jestem wdzięczna za komentarz! Sprawił mi dużo radości! ♥

      Usuń
  2. Intryga się zagęszcza :D. Biedna dziewczyn, tyle razy jej grzebali w życiu. No ale cóż, jak dostają zakładki to już tak jest :P. Swoją drogą w kuroszku, jeśli się nie mylę, Undertaker dostał ją za zasługi, nie z racji wieku :P. No ale nikt nie mówił, że bedzie kanon xD.
    Anyway, powtorzenie znalazłam. Jak wspominają. W dwóch zdaniach po sobie jest "wtedy".
    No i... w co on ubrał to biedne ubranie? :P ubrania się zakłada :D
    No, to w sumie tyle. Dużo dziś pisałam i chyba wyczerpałam limit składnych myśli :O.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    bardzo polubiłam postać Chrisa... właśnie dlaczego ktoś tutaj miesza?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń