Strony

piątek, 18 marca 2016

4. Pakt

Ohayo goizamasu!
Kłaniamy się w pas! No, w każdym razie ja, bo Emi odsypia te szalone noce z książkami. Oddajemy w wasze łapki rozdział czwarty i namy nadzieję, że się nie zawiedziecie!
Czekamy na wasze opinie o tej części opowiadania w komentarzach!


4. Pakt




Christopher Amarensis pojawił się bez zapowiedzi, bez jakiegokolwiek dźwięku czy błysku. Nie było go i nagle po prostu się stał. Było to zaskoczeniem zarówno dla czwórki w West Capture, jak i dla samego demona.

Stał na asfalcie tyłem do Victoire, a przodem do strzelającego w nią człowieka, który również nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.

— Chris! — krzyknął zdziwiony Silvester.

— Amarensis! — krzyknął nie mniej zszokowany Nicodemus.

Kula, która miała trafić dziewczynę, pędziła w stronę bezpańskiego demona i zagłębiła się w jego ciele. Z ramienia wypłynęła wartkim szkarłatnym strumieniem krew. Zdziwiony tym atakiem złapał się za ramię, zanurzając dłoń w posoce.

Victoire opadła na asfalt. Oddychała ciężko, zszokowana i przerażona. Wiedziała, że na razie nie była bezpieczna.

— Pomocy... — wyszeptała. — Niech ktoś mi pomoże... Ktokolwiek... Oddam wszystko, co mam...

Żniwiarzom nie wolno było mieszać się w sprawy ludzkie. Demon Moonrose musiał być posłuszny rozkazom swojego właściciela, więc jedynym, który mógł ją uratować, był Amarensis.

Christopher odwrócił się do blondynki. Jego oczy stały się różowe, a źrenice zmieniły się w szparki. Krew z ramienia przestała płynąć, a kula, która przed chwilą znajdowała się w ciele Christophera, wypadła z metalicznym dźwiękiem.

— Czy chcesz zawrzeć kontrakt? — spytał zachrypniętym głosem demon.

— Tak! Wszystko, tylko mi pomóż! — załkała.

Różowe kocie oczy patrzyły na nią przenikliwie, jakby oceniając, czy warto podjąć takie ryzyko. Wcześniej był zdecydowany, ale teraz zaczęły targać nim wątpliwości. Czy aby na pewno sobie poradzi, czy obowiązki go nie przerosną? Czy sam nie zginie? Pociągnął nosem. Powietrze wypełniały słodki zapach Arthura i delikatna woń czystej duszy Victoire. Zdecydował.

Nicodemus patrzył z niedowierzaniem na przyjaciela. Łamał sobie głowę, skąd się tu wziął i czy czasem nie wykrwawi się na śmierć. Martwił się o Christophera zupełnie jak o rodzonego brata. Nie spodziewał się takiej sytuacji, ale niespodziewane sytuacje to nieodłączna część pracy Żniwiarza.

— Zrobię wszystko, co zechcesz. Spełnię każde twoje życzenie, dopóki nie będziesz całkowicie szczęśliwa, a ty w zamian oddasz mi swoją słodką, niewinną duszę. Czy chcesz zawrzeć taki pakt?

Strzelec jeszcze raz wycelował, tym razem w serce Christophera. Pociągając za spust był pewien, że tym razem nie chybi i mężczyzna padnie martwy. Wypuścił pocisk z karabinu.

— Tak, tak! Pomóż mi! — załkała. W tym samym momencie pocisk przebił się na wylot przez klatkę piersiową demona. Fontanna krwi trysnęła, ale Amarensis się tym nie przejął. Był nieśmiertelny. Wprawdzie mógł się wykrwawić, ale rany w mgnieniu oka się goiły, a tkanki szyblo produkowały krew.

Christopher podszedł do dziewczyny. Victoire się nie bała. Ten nadczłowiek nie był tak przerażający jak pewien zwykły śmiertelnik, który właśnie próbował ją zabić, nie wiadomo czemu. Tamtego bała się stokroć bardziej.

Nachylił się ku niej, a jego krew ubrudziła jej twarz. Demon dotknął skóry za uchem, mrucząc jakieś tajemnicze słowa w nieznanym, śpiewnym języku. Szkarłatną cieczą ubrudził jej włosy, ale żadne z nich nie zwóciło na to uwagi. Tam, gdzie palce Christophera dotknęły Victoire, powstała niewielka, srebrzysta blizna w kształcie prostego pentagramu o ostrych wierzchołkach. Ten sam znak pojawił się na lewej dłoni Amarensisa. Symbol zalśnił w świetle ulicznej lampy, po czym zbladł, nadal jednak pozostał wyraźny na bladej skórze ozdobionej wzorem z krwi.

W tym momencie w stronę tej dwójki na ulicy poleciała cała seria pocisków. Cztery, pięć, sześć kul pędziło, aby zabrać Amarensisa i jego nową właścicielkę na drugi świat.

Christopher błyskawicznie odwrócił się i z wdziękiem złapał wszystkie sześć naboi między palce. Z brzękiem spadły na asfalt, kiedy demon spojrzał na swoją panią.

— Mam zabić tego, który strzelał?

Roztrzęsiona nastolatka przecząco pokręciła głową. Dla Christophera jej zachowanie było niepojmowalne. Właśnie ktoś próbował pozbawić ją życia, a ona nawet nie próbowała się zemścić. Podobne odczucia miał Silvester Moonrose. Natomiast Nicodem dobrze ją rozumiał. I on kiedyś był śmiertelnikiem. Wiedział, że po zabiciu drugiego człowieka, nawet przez ręce innych, dla normalnego dorosłego nic nie będzie takie jak przedtem, a taka nastolatka jak Victoire będzie wszystko przeżywać dwa razy bardziej. Do tego dochodziły konsekwencje prawne. Dla ludzi na pewno było to ciężkie, ale nie dla wszystkich. Snajper, którego celem była teraz Scott, właśnie zabił dwie osoby i chyba nawet nie czuł za to odpowiedzialności.

Victoire siedziała na asfalcie i wyglądała tak żałośnie, że w tym zwykle twardym Żniwiarzu ścisnęło się serce. Skuliła się na ulicy, a z jej oczu wartkim strumieniem płynęły łzy, aby zatrzymać się na brodzie i wsiąknąć w materiał kurtki.

Christopher rozejrzał się wokoło. Dostrzegł otwarte piwniczne okno w jednej z kamienic. Był pewien, że to stamtąd strzelał napastnik, który po zamachu na pewno już się ulotnił. Zamierzał sprawdzić, czy aby na pewno nikogo już tam nie ma, ale nie chciał zostawiać swojej nowej pani samej. Człowiek mógł po prostu zmienić miejsce, żeby wygodniej się strzelało.

Mokry Nicodem uznał, że czas zacząć robotę, nawet jeśli napastnik jeszcze jest w pobliżu, zresztą i tak był nieśmiertelny. Ciała mogą wystygnąć, jeśli będzie się dłużej ociągał, a tego nie chciał. Nienawidził dotykać zimnych zwłok, dlatego zawsze starał się być szybciej na miejscu zdarzenia, by dusze nie musiały długo czekać na odprawę.

Zeskoczył bezgłośnie z dachu. Przestraszył tym Victoire, która nie spodziewała się nagle zobaczyć przed sobą mężczyzny z piłą mechaniczną w ręce.

— Arthur! Czas na robotę! — zawołał. Gdy drugi Żniwiarz się nie pojawił, sam odwrócił się do dwóch trupów. Najpierw zajął się Michaelem.

Nadal przerażona Victoire patrzyła na poczynania Nicodema: najpierw jak wbija Kosę Śmierci w brzuch chłopaka, potem jak ogląda wspomnienia, w końcu jak drugi raz pakuje piłę w Michaela. Przybiwszy pieczęć „Completed” w aktach Cromwella, shinigami delikatnie zamknął oczy nastolatka.

Żniwiarz zauważył, że dziewczyna patrzy na niego pytająco, ze strachem w tych szarych oczach. Spojrzał na nią znad okularów, wyprostował się i głęboko ukłonił Victoire.

— Mroczny Żniwiarz Nicodemus Vilnius, do usług — powiedział. Blondynka niepewnie zerknęła najpierw na Nicodema, potem na Christophera, który dalej czujnie obserwował każdy skrawek przestrzeni.

— Cześć, Nico — przywitał się demon, nie odwróciwszy się do przyjaciela.

— Dawno się nie widzieliśmy, Chris. Właściwie skąd się tutaj wziąłeś?

— Nie mam pojęcia. Byłem sobie w Londynie i przyglądałem się ludziom, aż tu nagle znalazłem się w West Capture — odpowiedział. — Nico, chciałbym sprawdzić, czy ten strzelec jeszcze tam jest. Mógłbyś zostać tu z moją panią na chwilę?

— Oczywiście. Ale odnoszę wrażenie, że Victoire się mnie boi — zauważył shinigami. Silvester obserwował sytuację z dachu, a Arthur gapił się na Moonrose'a, gotowy w każdej chwili pomknąć za nim niczym cień.

Istotnie, Victoire, nie dość, że drżała ze strachu na wspomnienie ostatnich trzech minut, to jeszcze widziała, jak jakiś szaleniec z piłą mechaniczną drugi raz „uśmierca” Michaela. Roztrzęsiona dziewczyna jeszcze się nie uspokoiła.

— Z nim nic ci nie grozi — powiedział do niej Amarensis. — Za chwilę wrócę.

W nieludzkim tempie pobiegł do kamienicy, w której chwilę temu ukrywał się snajper i zniknął w jej wnętrzu. Vilnius i Scott zostali sami.

Czarnowłosy zmierzył ją wzrokiem. Długie, mokre srebrnoblond włosy były teraz w nieładzie, po prawej stronie ubrudzone krwią. Szare jak stal oczy jeszcze były zaszklone, a po policzkach dalej płynęły łzy. Ręce miała ubrudzone od kurzu i błota, ubrania także. Cała jej postać wydawała się drobna i bezbronna. Shinigamiemu zrobiło jej się żal.

— Ten demon, któremu właśnie sprzedałaś duszę, to Christopher Amarensis. Jest dobry — powiedział i westchnął: — Przez wasz pakt będę miał problemy w pracy.

— Sprzedałam duszę? Kiedy? Jak? — Victoire cicho szlochała.

— Właśnie przed chwilą zawarłaś kontrakt z demonem — odpowiedział Nicodemus. Zmarszczył brwi, intensywnie myśląc.
Po chwili wrócił Christopher.

— Nikogo nie ma, jakby tego snajpera w ogóle tam nie było. Wszystko w porządku? — spytał Victoire. Niepewnie pokiwała głową i szepnęła:

— Zabierz mnie do domu cioci Helen. Mieszka na Barrymore Street.

Christopher podszedł do swojej nowej pani. Zdawał się być delikatniejszy niż wczoraj, kiedy rządził nim głód. Ostrożnie pomógł jej wstać, a kiedy zachwiała się, złapał ją i wziął na ręce. Victoire nie miała nic przeciwko. Przestała płakać, ale melancholijnie patrzyła w jeden punkt, jakby pogrążona w myślach.

—  Trzymaj się, Silvester. Do zobaczenia, Nico — powiedział do Vilniusa. — Mam nadzieję, że za niedługo.

Ruszył w stronę skrzyżowania Via Alexis z Manchester Street. Kiedy odchodził, odezwał się Arthur:

— Ta dziewczyna nie będzie miała łatwo... Ach, jak zawiłe są ścieżki życia...

***

Nicodem przez resztę dnia był rozkojarzony. Ciągle łamał sobie głowę nad nagłym pojawieniem się Christophera, ale nie potrafił wymyślić nic sensownego. Idąc z raportem do biura przełożonego, zastanawiał się, czy może mu zaufać i opowiedzieć o tym zdarzeniu.

Nie będzie nic mówić. Może po prostu za bardzo się tym przejmuje. Kiedy doszedł do biura, zza drzwi usłyszał rozmowę.

— Wyrabia trzysta procent normy. Tyle nawet ty nie osiągnąłeś, książę Fasthove. — Nicodemus rozpoznał głos Patricka Blackera.

— Moje czasy już minęły — odparł inny głos, jakby dziecięcy, ale bardzo pewny siebie.

Vilnius wszedł do środka. Możnaby pomyśleć, że miejsce niewdzięcznej pracy Żniwiarzy będzie ciemne, zimne, ciasne, usłane kośćmi i innymi obrzydliwościami. Nic bardziej mylnego. Gabinet Patricka Blackera był jasny i przestronny. Wprawdzie nie było okien, ale zieleń roślin i łagodne oświetlenie wynagradzały to. Było ciepło dzięki centralnemu ogrzewaniu. Na środku pomieszczenia stało masywne dębowe biurko, obrotowe, wygodne krzesło i fotel. Pod jasnozielonymi ścianami z jednej strony ustawiono szafki na dokumenty, a z drugiej pyszniła się spora kolekcja przeróżnych roślin.

Na biurku, machając nogami, siedziała Rai Hollens z Wydziału Administracji — niska, czarnowłosa Żniwiarka, nieco lekkomyślna, ale sympatyczna. Patrick Blacker z Zarządu Kontroli Żniwiarzy stał przy idealnie zielonym dużym kaktusie, pykając fajkę. Był to trzydziestokilkuletni, nieco tęgi mężczyzna o wesołych zielono-żółtych oczach.

Nicodem nie zauważył innych Żniwiarzy w gabinecie. I pewnie dalej byłby nieświadomy tej obecności, gdyby trzecia osoba się nie odezwała.

— Dzień dobry. Mam raport z dzisiaj — powiedział, kładąc teczkę z aktami obok Rai. — Mam nadzieję, że jest satysfakcjonujący.

Już miał się odwrócić i wyjść, ale zatrzymał go głos dobiegający z fotela:

— A więc to jest ten słynny Vilnius.

Czarnowłosy odwrócił się na pięcie, spodziewając się ujrzeć dojrzałego, doświadczonego Żniwiarza, z którym rozmawiał przed chwilą Patrick. Jakież było jego zdumienie, kiedy ujrzał... Dziecko. Tak, dzieciaka, mającego co najwyżej dwanaście lat i będącego shinigamim. Miał ciemniejszą skórę, jakby pochodził z Południowej Europy, oczy zielono-żółte, jak każdy bóg śmierci i krótkie miedziane włosy. Wyglądał sympatycznie. Nienagannie wyprasowany biały garnitur dobrze leżał na jego chuderlawym ciele.

— Pozwólcie, że was sobie przedstawię — Blacker pośpieszył na pomoc Nicodemowi, który nie wiedział, jak zareagować. — Austinie, to jest Nicodemus Vilnius, o którym ci opowiadałem. Nico, oto książę Austin Fasthove, shinigami z Zarządu Kontroli Żniwiarzy, wcześniej był chlubą Wydziału Zbieraczy.

Ten książę Fasthove?, przemknęło przez myśl Żniwiarzowi. Do tego czasu jedynie słyszał o wyczynach Austina Fasthove'a. Spodziewał się, że będzie on dorosłym człowiekiem, mężnym, odważnym, poważnym. A tymczasem widział dziecko, wprawdzie poważne jak na swój wiek i bardzo dojrzałe, ale mimo wszystko dziecko. Chociaż mogło to być tylko mylnym wrażeniem. Przecież sam powiedział Annice, że ciało to tylko skorupa i ważne jest to, co jest w środku.

— Miło mi pana poznać — powiedział Vilnius, nie chcąc sprawiać wrażenia nieuprzejmego. Chciał wyjść i odnaleźć Annikę, żeby zasięgnąć jej opinii. Wbrew pozorom Annika była bystrą, inteligentną młodą Żniwiarką, a do tego wrażliwą i odważną. — Przepraszam, ale chciałbym jeszcze znaleźć siostrę... — dodał nieco ciszej.

— Ależ oczywiście, idź, idź śmiało — powiedział Blacker.

— Cóż, porozmawiamy innym razem — Austin wyglądał na zawiedzionego, ale czujnie obserwował Vilniusa.

Nicodem wyszedł, czując na sobie przenikliwy wzrok Austina Fasthove'a. Nie podobało mu się to.

4 komentarze:

  1. Część i czołem ^.^
    Zostawiliście u mnie swoje namiary więc przybyłam ;3
    Podoba mi się brak błędów i spójność. Cudownie zapowiadająca się fabuła i bohaterowie :3
    Pozdrawiam i życzę weny c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jee! Yui nas kocha! Will, kocha nas! Jee!
      A teraz tak na poważnie, dziękuję za komentarz. Brak błędów zawdzięczam kuciu polaka przez pięć lat :P Co do spójności — jeszcze się zobaczy, jak to wyjdzie. Mnie też się podoba fabuła, Will wymyślał ;)
      A dzisiaj poczułam się jak jednak z bohaterek tego opowiadania (a nie powiem, która :P). Taka naiwna, taka głupia jestem! Ale przynajmniej łatwiej będzie mi się wczuć w postać i opowiedzieć o jej emocjach ^^
      Pozdrowienia przyjęte, wen też odebrałam. Dzięki, że dbacie o nasze zapasy! Również pozdrawiam!
      H.

      Usuń
  2. Strasznie dużo się działo i trochę się pogubiłam xD.
    Ale mniej więcej wiem, co się dzieje. Jakaś dziś rozkojarzona jestem.
    Srebenoblond - no weź, nie mogę na to patrzeć xD
    Poza tym trochę zbędnych przecinków i kilka innych błędów, poziom jakby nieco spadł w porównaniu z poprzednimi częściami, ale wciąż jest dobrze :P.
    No i, proszę oaństwa, mamy kontrakt. Mniam. Lubię kontrakty. Szkoda, że biedna dziewczyna nawet się nie zorientowała, co właściwie zrobiła xD.
    W ogóle jak się wymawia jej imię? "Wiktorje?" Nie umiem. Pomóż :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    no wspaniale, sam Christopher był zaskoczony, tym nagłym pojawieniem się, no i ma teraz swoją panią, a Artur o tak wgapiający się w Sylwestra jak ciele w malowanie wrota...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń