W końcu udało mi się to przepisać. Uff. Rozdział może wydawać się dziwny i nielogiczny, ale jest potrzebny do rozwinięcia dalszej akcji. A poza tym chyba wszystko się wyjaśni w kolejnym rozdziale. Chyba, bo może o czymś zapomnę. Yui, Nami, jestem w trakcie poszukiwania bety. Jeszcze trochę będziecie musiały się namęczyć z tymi literówkami :P Sablon też zamierzam zmienić już niedługo, jeśli moja Oceniająca z Boskiego Wyroku mi pozwoli :)
Wkrótce pojawi się coś specjalnego, więc zaglądajcie, obserwujcie, komentujcie i częstujcie się pierniczkami. Sama robiłam! *stawia na stole ogromny talerz ciasteczek* I nie, wcale nie próbuję was przekupić. Wcale.
Pozdrawiam, Heques
Rozdział dedykowany Mrs. Malfoy
8. Spotkanie
— Dokąd idziemy? — spytała Victoire chyba po raz setny w ciągu trzech minut.
— Dopiero co wyszliśmy z domu. Dowiesz się w swoim czasie. Skręć w prawo — powiedział Christopher. Dziewczyna szła przodem, a demon podążał kilka kroków za nią.
— Daleko jeszcze?
— Radzę potrenować cierpliwość, bo więcej nigdzie z tobą nie pójdę.
— Chris... Powiedz mi, dokąd idziemy. To rozkaz.
Westchnął. Wiedział, że Victoire nie jest taka głupia i prędzej czy później na to wpadnie, więc zawczasu przygotował sobie dobrą odpowiedź. „Czasem potrafi być upierdliwa”, pomyślał, „ale jest moja. Muszę ją pielęgnować.”
— Zmierzamy do moich przyjaciół.
— Czy oni... Też są de...
— Tak. — Przerwał jej w pół słowa, zasłaniając jej usta. — Wolałbym, żebyśmy nie rozmawiali o tym na ulicy, dobrze?
Skinęła głową i nie odzywała się przez resztę drogi, pogrążona w myślach. Buckingham Palace Road była zatłoczona, ponieważ znajdowała się przy niej stacja londyńskiego metra. Dziewczyna i demon przeszli przez ulicę i poszli dalej. Victoire minęłaby cel ich wędrówki, gdyby Christopher nie złapał jej za kaptur.
— Dotarliśmy.
— To tutaj? — zdziwiła się Victoire.
Budynek zaraz naprzeciw Victoria's Station był zadbany. Na parterze znajdowała się się kawiarnia. Napis nad drzwiami głosił: „U Eunice”. Do lokalu prowadziły trzy niskie schodki, starannie zamiecione. Przy wysokich i szerokich oknach stały stoliki z białymi krzesłami, które wyglądały na wygodne. Na szybie drzwi powieszono ogłoszenie, gdzie tłustymi, literami napisano: „ZATRUDNIĘ PRACOWNIKA! WIĘCEJ INFORMACJI W ŚRODKU!”.
— Od czasu do czasu wpadam tu z koleżankami. Nie wiedziałam, że masz tu znajomych — powiedziała. Zauważywszy tabliczkę z godzinami otwarcia kawiarni, dodała: — Już po dwudziestej. Na pewno jest zamknięte.
— Pewnie tak, ale kto powiedział, że idziemy akurat tutaj?
— Mówiłeś, że jesteśmy na miejscu. — Spojrzała na niego z ukosa, przypominając mu jego własne słowa.
— Owszem, ale my idziemy tam — Wskazał na niepozorne drzwi, znajdujące się dwa metry na prawo i osiem schodków w dół od nich. To miejsce również było schludne: białe ściany, równy chodnik, dobrze świecący neon nad drzwiami, układający się w napis „Natanael”. — Kawiarnia i ten bar są połączone i mają wspólnych właścicieli, którzy są moimi przyjaciółmi.
Chistopher nagle odwrócił się w prawo. Przechodnie nie zwracali uwagi na dziewczynę i demona, którzy stali przed budynkiem.
— Zaczekaj tu, pójdę sobie po papierosy. — Jego spojrzenie mówiło: „Milcz, bo będzie nieprzyjemnie”. Skinęła głową, a demon odwrócił się i wmieszał w tłum. Straciła go z oczu.
Amarensis zatrzymał się pięćdziesiąt metrów dalej. Przystanął pod ścianą budynku i obserwował Victoire. Początkowo stała w miejscu, ale gdy straciła cierpliwość, zaczęła spacerować w tę i z powrotem przed kawiarnią. Czekał.
Specjalnie kazał zaczekać jej pod lokalem, ponieważ spodziewał się, że mężczyzna, którego szuka, będzie tylko czekał na okazję, aż oddali się od swojej pani. Demon był tego pewien w stu procentach. A mężczyzna z niecierpliwości, pośpiechu albo podniecenia popełni błąd. W tym wypadku napastnik nie upewnił się, że Christopher oddalił się dostatecznie.
Miał krótkie, zmierzwione ciemnoblond włosy. Z wysokim wzrostem i taką budową ciała mógłby być zawodowym bokserem. Ubrany w kurtkę przeciwdeszczową, znoszone dżinsy i niegdyś białe adidasy mężczyzna podszedł do Victoire i zagadał do niej, chyba pytając o drogę. Dziewczyna odpowiedziała, odwróciła się i odmaszerowała w stronę kawiarni, ale mężczyzna nie odczepił się. Wręcz przeciwnie, jeszcze gorliwiej mówił do niej, wiedząc, że ma mało czasu. Poprosił, aby poszła z nim. W pierwszym momencie Christopher odniósł wrażenie, że jego pani spełni prośbę nieznajomego, lecz widocznie wzięła sobie do serca jego słowa o naiwności. Zawahała się. Jeśli z nim pójdzie, cały plan demona diabli wezmą.
Ta krótka chwila zastanowienia pozwoliła człowiekowi zasłonić jej usta i przyprzeć do muru kawiarni. To dziwne, ale żaden z przechodniów nie zwrócił uwagi na sytuację, która miała miejsce na chodniku. Jakby byli nieczuli, ślepi albo zahipnotyzowani.
Christopher odepchnął się od ściany. Obiecał blondynce, że nie zostawi jej samej w niebezpieczeństwie i zamierzał dotrzymać danego słowa. Nawet demon ma swój honor. Ruszył w jej stronę. W głowie zapaliła mu się lampka z podpisem „Jedzenie zagrożone”. Był pewien, że Victoire bardzo to przeżywa.
Sam jego widok wystarczył, żeby napastnik się spłoszył. Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni nóż i przyłożył do jej szyi.
„Obiecałeś”, mówiło jej spojrzenie.
— Chris... — jęknęła. Patrzyła na niego z niemym krzykiem o pomoc.
— Zbliż się, a ona umrze — warknął mężczyzna.
W tej chwili za niedoszłym porywaczem zmaterializował się wysoki, na oko może dwudziestoletni chłopak w motocyklowej kurtce. Zręcznie wytrącił nieznajomemu ostrze z dłoni, wykręcił ręce i odciągnął go od przerażonej szesnastolatki. Victoire wpadła w ramiona Christophera, drżąc na całym ciele.
— Cath! Zrób coś! — zawołał blondyn. Szarpał się i wyrywał, ale motocyklista trzymał mocno. Nagle obok napastnika pojawiła się kobieca postać o obfitym biuście. Dotknęła trzymającego jej przyjaciela mężczyzny, który odskoczył jak oparzony, porzucając wroga.
— Anioł. — Wypluł to słowo jak najgorsze przekleństwo.
Kobieta wzięła to nieprzyjemne indywiduum za rękę i pociągnęła w tłum. Zniknęli z pola widzenia.
— Nie ma sensu ich ścigać — powiedział Nicodemus Vilnius, wychodząc z cienia. — Jest nas garstka, a ona jest dość silna. I na pewno nie jest sama.
Na dźwięk jego głosu Victoire, dotąd przytulona do Amarensisa, odwróciła się do Żniwiarza. Miała mokre od łez policzki i zaczerwienione oczy.
— Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu właśnie się stało? — spytała cicho, nadal roztrzęsiona. Trzech mężczyzn spojrzało po sobie. W oddali zawyły policyjne syreny.
— To nie jest temat na rozmowę za zewnątrz — powiedział nieznajomy w kurtce motocyklowej i skierował się do baru ramię w ramię z Nicodemem.
— Powiedziałeś, że nie stanie mi się krzywda — wyrzuciła lokajowi dziewczyna. — Obiecałeś. — Znów pociekły jej łzy, a Christopher poczuł się nieswojo. Wolałby, żeby znów mu dała w twarz.
— Nie rozmawialiśmy na temat krzywd, od których mam cię bronić, więc uznałem, że chodzi o szkody fizyczne. Pod tym względem nic ci się nie stało — stwierdził demon.
— Sofista z ciebie. — Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie.
Nadal czuła na gardle chłód stalowego ostrza. Była przerażona tak jak tamtej nocy, kiedy zginął Michael. Jej serce wybijało szalony rytm. Wtedy w West Capture też sądziła, że umrze, ale wtedy pojawił się Christopher. W pierwszej chwili myślała, że jest jej aniołem stróżem, ale wkrótce dowiedziała się, że jest zupełnym przeciwieństwem anioła.
— Jak z każdego osobnika mojego gatunku. Gniewasz się na mnie?
— Oczywiście. Zostawiłeś mnie, choć wiedziałeś, co się może stać — rzekła. — Dlatego jestem na ciebie wściekła.
Przykłąkł na chodnikowych płytach, kładąc prawą dłoń na sercu. Przechodnie bezczelnie gapili się na to przedstawienie.
— Proszę o wybaczenie. Zachowałem się jak idiota, narażając twoje bezpieczeństwo — powiedział, nie śmiejąc spojrzeć jej w twarz.
— Nie rób cyrku, Christopher. Ludzie patrzą — syknęła dziewczyna.
— Proszę... Zrobię, co zechcesz, ale wybacz mi.
Skinęła głową.
— Dobrze, przeprosiny przyjęte. A teraz wstań i zachowuj się jak człowiek z dwudziestego pierwszego wieku — powiedziała i odwróciła się na pięcie w stronę „Natanaela”.
W środku wyglądał jak zwykły bar. Nic nadzwyczajnego, co mogłoby wskazywać na to, że kierownikiem tego przybytku nie jest zwykły człowiek. Boksy umieszczono pod ścianami, na środku królował stół do bilardu, zaś wokół niego stały szklane stoliki i wysokie krzesła. Kafle na podłodze odbijały przytłumione światło wmurowanych w ceglane ściany kinkietów. Po drugiej stronie sali umieszczono bar. Różne rodzaje alkoholu — począwszy od najwytrawniejszego wina, skończywszy na tanim piwie — stały na półce za murkiem z błyszczącym hebanowym blatem.
W którymś boksie rozmawiało dwóch mężczyzn, a przy stoliku niedaleko wejścia jakaś kobieta topiła swoje smutki w whisky. Przy barze stało siedmioro ludzi, nie licząc kobiety i mężczyzny w uniformach pracowników.
— Chodź — powiedział Christopher do Victoire. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę grupy. — Nicodema już znasz. To jego siostra Annika. — Wskazał na niską blondynkę w prostokątnych okularach. — Są do siebie niepodobni, ale to bliźnięta, w dodatku Żniwiarze.
— Aha, czyli o Żniwiarzach można mówić w towarzystwie, ale o demonach już nie, tak? — upewniła się Victoire.
— Ci, którzy tu są, trochę alkoholu już w siebie wlali — odparł złotooki Azjata w stroju barmana. Uśmiechnął się, napotykając spojrzenie blondynki. — Nathaniel Roseville, demon.
Victoire kojarzyła tego jegomościa, ale nie wiedziała, skąd. Przeniosła wzrok na kelnerkę. Amarensis kontynuował:
— Eunice Middlecorton, partnerka Nathaniela, a twój wybawca to Seth Murray. Obok niego siedzi Silvester Moonrose. Cała trójka to demony. Właścicielem tego ostatniego jest Anthony.
Spojrzała w zielone oczy nastolatka. Miał kamienny wyraz twarzy i ręce założone na piersi, jakby przyszedł tu z wielką niechęcią. Pierwsza spuściła wzrok. Chłopak o krótkich blond włosach wydał jej się z jakiegoś powodu nieprzyjemny. Może to przez zaciętą postawę, może za sprawą milczenia nie zdobył jej sympatii ani zaufania. Christopher przedstawiał kolejne osoby, jakby niczego nie zauważył.
— Okularnik, który stoi koło Anniki, nazywa się William T. Spears, a dziwaczny facet w zbroi to... — zawahał się. Białowłosy przyszedł mu z pomocą.
— Arthur Pennyfather, do usług — skłonił się Scott teatralnie. Lokaj Victoire rozejrzał się po lokalu.
— Gdzie jest Harry i Jenny?
— Wiesz, jaka ona jest — odezwał się Nathaniel, wycierając szklanki i stawiając je na blacie. — Nie przyjdzie, chyba że Harry wygoni ją z domu. A on też nie jest skory do wieczornych wycieczek.
Victoire zniecierpliwiła się. Chciała się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, a demony urządzały sobie pogaduszki. Chciała wiedzieć, dlaczego jest prześladowana przez tajemniczego mężczyznę. Już otwierała usta, aby zwrócić na siebie ich uwagę, ale wyręczył ją Anthony.
— Czy możemy zacząć naszą dyskusję na właściwy temat? — spytał cicho i spokojnie. Podopieczna Amarensisa wzdrygnęła się.
— Zapowiada się dłuższa debata, więc może coś do picia? — zaproponowała kelnerka.
Witam witam! *zabiera pierniczki z tacy i czuje się przekupiona*
OdpowiedzUsuńJak dla mnie rozdział jest logiczny i zrozumiały. (i cudowny)
„ale jest moja. Muszę ją pielęgnować.” Nie, to nie literówka. Po prostu loffciam to zdanie <3
A teraz błąd:
"Na szybie drzwi powieszono ogłoszenie, gdzie tłustymi, literami napisano:" ~ bez przecinka po "tłustymi"
Mam tak słabego neta, że ledwo ten kom piszę, więc nie będę się dłużej rozpisywać.
Ślę weny i pozdrawiam ;3
Ohayo! Cieszę się, że Ci się podoba! Dla mnie wyszedł jakiś taki... No. Pewnie dlatego, że ta sytuacja przed barem była całkowicie improwizowana. W pierwowzorze nie miało jej być, ale, jak się wkrótce przekonasz, była konieczna do kolejnego rozdziału (chodzi mi tutaj głównie o anioła i tego tajemniczego faceta).
UsuńPrzepraszam za tę literówkę (swoją drogą, czy to jedyny błąd w tym poście? XD), po prostu wcześniej był tam jeszcze jeden epitet i przez zwykłę gapiostwo skasowałam słowo, a przecinek zostawiłam :/
Beta w trakcie szukania. Napisałam do niej, ale myślę, że teraz w tym momencie wyleguje się na kocyku nad morzem i nie myśli o blogowych sprawach :)
A co do tego zdania... Ja również je uwielbiam! ^^
Pozdrawiam z łóżka,
Drav (Drav to mój stary nick. Parę osób nadal mnie tak nazywa :P)
Przybyłam z zaproszenia ;P I co by tu powiedzieć mnie zachęciła wersja shinigami i demonów :P Uwielbiam żniwiarzy ! Od razu przypomina mi się "Brudna robota" nigdy nie oglądałam kuroshitsuji, ale jak zauważyłam i bez tego można się połapać ;)
OdpowiedzUsuńJuż na wstępie mogę powiedzieć, że ze wszystkich postaci jakie się na razie przewinęły moim ulubieńcem został Chris, a ten zacny książe wydaje mi się pierwszym podejrzanym. Jest jakiś dziwny i przeraża mnie trochę.
Sytuacja z biblioteką i Willem przypomina mi jakoś Yami no Matsuei co jest kolejnym plusem w tej historii.
Tak więc pozdrawiam serdecznie i staje się stałym czytelnikiem ;)
Zostawiłaś spam wiec postanowiłam zajrzeć.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że o anime nie słyszałam ale zaciekawiła mnie przedstawiona przez ciebie forma.
W dodatku cały rozdział obfituje w tak przeróżnych bohaterów że czyta się wręcz z wypiekami na twarzy.
Zauważyłam również jak wiele postaci są barwne i wyróżniające się.
Zawarłaś w tym opowiadaniu wszystko co lubię więc z pewnością mnie kupiłaś a ostatnio rzadko to się zdarza.
Na razie ciężko powiedzieć o ulubieńcach bądź nie ale jeśli się wdrążę to kto wie.
Zdecydowanie zamierzam tu jeszcze zaglądnąć.
A w wolnej chwili pragnę zaprosić do siebie jeśli masz chęć i czas.
pozdrawiam i życzę weny.
[www.autorska-strefa.blogspot.com]
Hehe, no nie ładnie tak robić ze swojej kontrahentki przynętę xD. No ale cóż demony. Ciekawie, jak zwykle zresztą, a ja wreszcie mam wakacje i mogłam przeczytać rozdział :P. To skoro już go przeczytałam, możesz publikować dalej xD.
OdpowiedzUsuńA wiesz, teraz akuat jestem u babci, mogę pisać d; woli ^.^ Kiedy już będę miała n;wy telefon, posty znów będą pojawiać się regularnie (chyba). Nie uwierzysz ale... W zeszycie kończę pisanie 22 rozdziału, a wszystkich postów z opowiadaniem ma być 30. I ta przykra świadomość, że z każdą napisaną stroną zbliżam się do końca... :( No ale mam jeszcze napisać 2 inne blogi, także... Chyba się mnie nie pozbędziesz tak łatwo :P
UsuńTa przykra świadomość... A myślisz, że dlaczego moje opko jest takis długie? XD Poza tym, że mam wenę i opracowaną historię, to za bardzi nie umiałabym się z tą historią rozstać. To będzie moja najwieksza deprezja ever xD.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ten tekst o zagrożonym posiłku był dobry, nikt nie widział, że była zagrożona, a jka Christopher przepraszał to już tak....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia