Strony

środa, 21 czerwca 2017

21. Seth i jego wasal

21. Seth i jego wasal



Niepokój Christophera sięgał granic, co być może było dziwne, ale Amarensis miał powód, by się martwić. Sobotnim rankiem poprosiła go, by wyszedł z pokoju i nie wracał, dopóki go nie zawoła. Od tamtej chwili minęły trzy godziny, dochodziła dziesiąta, a Victoire nie dawała znaku życia. Jeżeli Żniwiarz znów kontrolował jej ciało, nikt nie wiedział, co mogło się wydarzyć. Nie miał poczucia zagrożenia swojej pani, ale kiedy ostatnim razem shinigami używał Scott jak marionetki, również nic nie czuł, dopóki Anthony nie zwrócił jego uwagi na Victoire. Chciał wiedzieć, co się działo za drzwiami jej pokoju  ale nie śmiał złamać jej rozkazu.
Podjął decyzję. W naturalnym dla demona tempie bezdźwięcznie pokonał schody i w mgnieniu oka znalazł się przed pokojem swojej pani. Jej oddech, tłumiony przez grube ściany, był ledwo słyszalny i płytki. A więc jeszcze żyła. Podniósł dłoń, by zapukać.
— Victoire, wszystko w porządku? — zapytał.
— Tak, nie wchodź! — rozległ się jej głos ze środka.
— Jesteś głodna?
— Nie.
— Przygotować ci kakao?
— Nie.
Był pewien, że usłyszy odpowiedź twierdzącą. Odmowa bardzo go zaskoczyła.
— Dobrze się czujesz? — chciał się upewnić.
— Tak, już mówiłam.
— Jesteś pewna, że nie jesteś chora? — Teraz już naprawdę się bał, ale nie spodziewał się, że przyczyna jego niepokoju będzie tak oczywista.
— Okres to nie choroba, ale nie chcę dziś oglądać żadnego mężczyzny!
Miesiączka, zmora każdej młodej kobiety, widać dopadła i Victoire. Christopher westchnął z mieszaniną irytacji, ulgi i rozdrażnienia. To on się martwi o jej bezpieczeństwo... Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce pod koniec dziewiętnastego wieku, kiedy był lokajem pewnej hrabianki z Niemiec.
— Mimo wszystko powinnaś coś zjeść — przekonywał ją spokojnie. — Chyba że zamierzasz zagłodzić się na śmierć, czego bardzo bym nie chciał.
— W takim razie chcę kakao.
— Tym się nie najesz — zauważył.
— No to jogurt. I nic więcej. Kiedy mam okres, to szybciej tyję — mruknęła niewyraźnie, ale demon miał dobry słuch.
— Gruba czy nie, i tak jesteś piękna. — Wiedział, że kobiety podczas miesiączki mają zaniżoną samoocenę.
— Nie kłam.
— Nie wolno mi kłamać. — Christopher uśmiechnął się do drzwi, bo Victoire nie raczyła porozmawiać z nim twarzą w twarz. — Zrobię ci pożywne śniadanie. Jeden jogurt nie zabije głodu kobiety z miesiączką. Wiem to z doświadczenia.
Był pewien, że blondynka była teraz czerwona ze wstydu i zdenerwowania. Usłyszał, że coś miękkiego uderzyło w drzwi. Uśmiechnął się szerzej. Złoszcząca się Victoire była urocza.
Właścicielka demona, usłyszawszy oddalające się kroki kamerdynera, wyślizgnęła się spod kołdry i przemknęła przez pokój, by podnieść poduszkę. Owszem, była głodna, ale tego dnia niechęć do mężczyzn była silniejsza. W sumie mogła sama przyrządzić sobie śniadanie, lecz nie chciała spotkać Christophera, no i łóżko nie pozwalało siebie ot tak opuścić.
Zazwyczaj gdy miała okres, siadała z ojcem, rzadziej z matką, przed telewizorem i cały dzień razem oglądali filmy, pożerając na spółkę litry lodów. Jeżeli Lucas prowadził akurat jakąś wymagającą sprawę w sądzie, zastępowała fo Irene, która raz na jakiś czas mogła nie pojawić się w swoim gabinecie. Zdarzało się też, że jedynym jej towarzystwem była Jessica.
Melancholia ogarnęła jej umysł. Tęskniła za rodzicami, za wspólnymi maratonami filmowymi, za wycieczkami, grami i rozmowami. Irene i Lucas mieli wrócić już za niedługo, ale nawet w tym krótkim czasie mogło się wiele wydarzyć. Kochała rodziców i nawet nie chciała myśleć o tym, że mogła się już z nimi nie zobaczyć.
Przypomniała sobie wakacyjny wujazd na południe Francji sprzed dwóch lat. Pojechali we czwórkę: Irene, Lucas, Victoire i jej pierwszy chłopak, Michael Cromwell. Lazurowe Wybrzeże było wtedy wprost oblegane przez turystów. Z balkonu luksusowego pokoju widać było całą Niceę skąpaną w blasku zachodzącego słońca. Zapamiętała tamten widok, ponieważ właśnie wtedy Michael pocałował ją pierwszy raz.
W szaroniebieskich oczach Victoire zaczęły zbierać się łzy, ale nie pozwoliła im wypłynąć. Wróciła do łóżka, ściskając mocno poduszkę. Zwinęła się w kłębek pod kołdrą, zaczynało ją boleć podbrzusze. Zamknęła oczy i pogrążyła się w odmętach wyobraźni.

***

Demon oparł się o czarną, błyszczącą karoserię nonszalancko, pod palcami czuł chłodny metal. Samochód wyglądał jak dopiero co kupiony z salonu, a sam mężczyzna prezentował się niczym model — ciemne, zmierzwione wiatrem włosy, błyszczące tajemniczo ciemnoniebieskie oczy, wysoka, smukła i blada sylwetka ubrana w czerń i skórę oraz dziwnie pociągająca aura właściciela pojazdu niemal nie pozwalały oderwać od niego wzroku zarówno kobietom, jak i mężczyznom, lecz Seth Murray był już przyzwyczajony do takich spojrzeń. Znudzony czekaniem, uśmiechał się lub puszczał oko do co ładniejszych kobiet, które pąsowiały i potykały się na całkowicie równym chodniku. Wiedział, jakie robi na nich wrażenie w swojej pełnej krasie i nieraz to wykorzystywał. Ale nie dziś. Dziś miał co innego do roboty. Mimo że na twarzy miał onieśmielający uśmiech i wyglądał na beztroskiego i swobodnego, pracował intensywnie.
Pewna część jego umysłu zastanawiała się nad tym, co zatrzymało jego podwładnego, a reszta przetwarzała uzyskane od Arthura Pennyfathera informacje. Żniwiarz był pewien, że z Beatrice Fever i Catherine Hope spółkował jeszcze jeden anioł. Mówił o długopisach i Zakładkach, opowiadał demonowi o działaniu całej Światowej Organizacji Żniwiarzy, a pomiędzy zdania wplatał opisy wydarzeń historycznych, w których brał udział. Seth cierpliwie słuchał tego wszystkiego i z chaotycznego gąszczu wiedzy wszelakiej Arthura wyłapywał to, co było mu potrzebne.
Spojrzał na wejście do galerii handlowej. Drzwi się rozsunęły i ostre zimowe słońce oświetliło postać niskiego czarnowłosego mężczyzny. W oczy rzucała się schludność, widoczna po jego osobie. Na czarnej marynarce nie było ani pyłka, a długie, jasne palce podwładnego Setha były zadbane. Kiedy zszedł po kilku stopniach i skierował się do demona, po sposobie chodzenia można było wywnioskować, że był wysoko postawiony i pewny siebie.
Seth zmarszczył regularne brwi.
— Miałeś sprawdzić jedną informację. Gdzie byłeś tak długo? — spytał. Nie okazywał zdenerwowania, jak zazwyczaj jego twarz wyrażała chłodną obojętność, chyba że coś bardzo wyprowadziło go z równowagi. Opanowanie było mocną stroną demona.
Mężczyzna uniósł w górę kubek z charakterystycznym zielonym logo Starbucksa, jakby to miało go usprawiedliwić. Podał go swojemu przełożonemu nad dachem samochodu.
— Cóż ja poradzę na to, żr o tej porze w sobotę w centrum handlowym panuje taki ścisk, że nie ma gdzie palca włożyć?
— Daruj sobie te dwuznaczne teksty i aluzje. Na kupienie kawy jakoś miałeś czas i możliwości.
— Nie marudź. Kawa jest w ramach podziękowania za uwolnienie mnie od Evanlyn — powiedział. — W pakiecie z przysługą. Następnym razem możesz sam szukać Dominique w tym tłumie. Tak się składa, że znajdywanie renegatów już nie leży w moich kompetencjach twojego zastępcy. — Levi uśmiechnął się wrednie i wsiadł do pojazdu, a Seth, westchnąwszy, usiadł za kierownicą i uruchomił silnik.
— Więc czego się dowiedziałeś? — spytał niebieskooki, jedną ręką trzymając ciepły kubek, drugą zaciskając na kierownicy.
— Powiedziała, że na stałe w stolicy jest nie więcej niż tuzin aniołów, a ostatnio z Austrii przybyła trójka. Beatrice Fever, Catherine Hope i Richard Moore.
Seth przez chwilę milczał. Odnotował w pamięci nazwisko trzeciego anioła. Nie przypominał sobie, by wcześniej o nim słyszał, ale na wszelki wypadek postanowił go sprawdzić.
— Świetnie. Przybyli do Londynu razem?
Levi potaknął.
— Dziękuję. Mam dla ciebie nowe zadanie. Ja jadę do domu w Knightsbridge, a ty wrócisz do biura, sprawdzisz tego Moore’a i zostaniesz tam, dopóki cię nie zwolnię z posterunku.
Podwładny Murraya jęknął cierpiętniczo.
— Dlaczego nie mogę jechać z tobą do Knightsbridge? Stephanie może się zająć sprawdzeniem tego anioła.
— Stephanie ma na głowie coś innego. A w Knightsbridge nadal jest Christopher ze swoją panią, a ty chyba nie chcesz się z nim widzieć. — Seth zerknął na mężczyznę, który skrzywił się na dźwięk imienia demona. — Ktoś musi trzymać rękę na pulsie. Jedynym moim wolnym wasalem w tej chwili jest Zachary, a on jest jeszcze zbyt młody. Poza tym jesteś mi winien posłuszeństwo, nie pamiętasz? Gdybym cię nie powołał do demoniczności, skończyłbyś w paszczy Amarensisa te tysiąc siedemstet osiemdziesiąt lat temu — zauważył chłodno Murray i zatrzymał się na światłach na Oxford Circus. Położył kubek.
— Okej, pojąłem — powiedział Levi. Ilekroć Seth mówił do niego takim tonem, wiedział, że jest z niego niezadowolony i czuł naglącą potrzebę, by zasłużyć na jego aprobatę. Otworzyl drzwi samochodu.
— I przekażStephanie, że ma się przygotować, będzie wiedziała, o co chodzi — dodał jeszcze na pożegnanie. W oczach Leviego dostrzegł błysk zrozumienia.
— Jasne. — Zatrzasnął drzwi i zniknął wśród tłumu przechodzącego przez ulicę.
Seth znów zaczął delektować się smakiem kawy. Słusznie uczynił, robiąc z niego swojego wasala. Levi Avener był przydatny, utalentowany, inteligentny i piękny — taki towarzysz, jakiego chciał Murray.
Myśli demona znów ześlizgnęły się na pewien plan, który być może da jakieś efekty, jeżeli będzie dopracowany do samego końca, a shinigami się na niego zgodzą. Być może.

***

Przyglądając się różnorodnym tropikalnym rybkom, które goniły się po całym akwarium, nie usłyszała dźwięku zamykanych drzwi. Obserwowała małą ławicę błazenków tuż przy dnie. Zwierzęta leniwie poruszały się w błękitnej wodzie.
— Fascynujące, nieprawdaż?
Victoire aż podskoczyła, zaskoczona nagłym pojawieniem się demona. Usta Setha ozdobił półuśmiech, kiedy zobaczył, jak zareagowała. Obszedł kanapę i oparł się o podłokietnik.
— Dawno cię tu nie było — zauważyła. Po śniadaniu jej nastrój uległ zdecydowanej poprawie. Humor zmienił się jeszcze bardziej, gdy Murray obdarzył ją ciepłym spojrzeniem.
— Owszem, miałem trochę pracy w ostatnim czasie — odparł, zwracając wzrok na akwarium. Milczał przez chwilę, zachwycając się srebrzystymi łuskami jednej z rybek.
— Bardzo nam pomagasz, prawda? — spytała Victoire. — Dziękuję.
— Jeszcze nie masz za co. Jeszcze nic nie zrobiłem, a wszystko może zmienić się na gorsze. Nie bądź zbytnią optymistką, bo możesz się bardzo rozczarować. O ile przeżyjesz.
Od odpowiedzi wybawił ją Christopher, który właśnie wszedł do salonu. Nie zdziwił się na widok demona, w końcu pewnym było, że Seth prędzej czy później tu zawita, chociażby po to, by sprawdzić, czy Amarensis i Scott jeszcze żyją.
— Cześć, Seth — przywitał się.
— Cześć, Chris. W zasadzie przyszedłem tu po jedną rzecz, ale chyba zabawię w tej posiadłości trochę dłużej. Wolałbym spotkać się z Anthony’m tutaj niż składać mu wizytę.
— Czego potrzebujesz?
— Numeru twojego żniwiarskiego przyjaciela. — Podniósł się z podłokietnika i podszedł do kamerdynera blondynki. — Mam pewien plan, który nie powiedzie się bez paru osobników jego rasy.
Demon podał Sethowi telefon bez wahania, a ten po jednym spojrzeniu na ciąg cyfr na ekranie, zapamiętał go błyskawicznie. Brązowowłosy skinął głową w podziękowaniu i uśmiechnął się do Christophera z szelmowskim błyskiem w oku. Amarensis westchnął z mieszaniną irytacji, skrępowania i złości. Nie mógł uwierzyć, że i na nim Seth próbuje swojego uroku.
— Litości, Seth, błagam, przestań. Jestem w pracy.
Drugi demon odsunął się o krok i, udając bezgraniczne zdumienie, zapytał:
— Czy mój starszy brat właśnie błaga mnie o litość? Toż to niesłychane! — Zachichotał, ale posłusznie przestał dręczyć Amarensisa, który już powoli zaczął się łamać. Victoire patrzyła na nich zdezorientowana, nie mając pojęcia, czego Murray miał zaprzestać. — Przyjdę tu później, tymczasem życzę panience miłej zabawy. — Skłonił się Victorie, nadal rozradowany jak małe dziecko, które właśnie dostało lizaka, i wyszedł z domu w ludzkim tempie.
Dziewczyna spojrzała z niezrozumieniem na swojego podwładnego. Liczyła na jakieś wyjaśnienia tego, co się przed chwilą stało, a Christopher, wiedząc o tym, odpowiedział:
— On ma pewną specyficzną zdolność, którą trudno wytłumaczyć. Jeszcze nie było ani kobiety, ani mężczyzny, którzy by nie ulegli jemu i jego urokowi.
— Nie wygląda na kobieciarza. Spodziewałabym się raczej, że nie będzie na nie zwracał uwagi, nawet jeśli dziewczyny będą się o niego bić — powiedziała Victoire, patrząc na drzwi, za którymi zniknął demon.
— Cóż, pozory często są mylące. Zwłaszcza jeśli ma się do czynienia z Sethem.
— Naprawdę jesteś jego starszym bratem?
— Aha. Obaj pochodzimy z Gehenny i obaj mamy tego samego ojca Lucyfera. Pierwszy pojawiłem się w Piekle i na tym świecie, oczywiście biorąc pod uwagę tylko nas dwóch. — Postanowił zmienić temat. Nie lubił mówić śmiertelnikom o miejscu, z którego pochodził. — Powiedział, że zamierza spotkać się tu z Horowitzem, więc pewnie on i Silvester przyjdą za niedługo.
Usłyszawszy tę informację, Victoire nie wiedziała, czy jęknąć, czy raczej się cieszyć.

***

Ulica Cavendish Place o jedenastej rano w sobotę była głośna i zatłoczona, ale dwóm Żniwiarzom to nie przeszkadzało, choć nie było to wymarzone miejsce na rozmowę, którą William wolał mieć już za sobą. Skręcili w cichszą Harley Street i dopiero tam samobójcy zaczęli rozmowę.
— Słuchaj, Nico, jest pewna sprawa… — Zawahał się. Nicodem patrzył na niego wyczekująco. — Powiem posto z mostu.
— Śmiało.
Will spojrzał w oczy Vilniusa, zbierając w sobie odwagę. Potem powiedział głośno i wyraźnie, nie spuszczając wzroku.
— Podoba mi się Annika.
Spears uważnie lustrował wzrokiem przyjaciela. Nico nawet nie uniósł brwi w wyrazie zdziwienia lub zaskoczenia — przeciwnie, uśmiechnął się lekko, zupełnie jakby spodziewał się takiego wyznania z ust Willa, co niejako było prawdą. Na jego obliczu nie było ani śladu złości czy zdenerwowania.
— Nie wywarło to na tobie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałem. Myślałem, że będziesz zły albo przynajmniej zazdrosny.
— Jestem zazdrosny, ale tylko trochę — przyznał Nicodem. — Ale nie rozumiem, dlaczego miałbym się gniewać na ciebie za uczucia do niej.
— To twoja siostra.
— Nie jest moją własnością. Ma własne życie i uczucia. — Żniwiarz wzruszył ramionami.
— Boję się, że jeżeli się z nią pokłócę, to stracę też przyjaciela. Dlatego nim zrobię pierwszy krok w jej stronę, wolałbym wiedzieć, czy nie miałbyś nic przeciwko naszemu związkowi. Pytam czysto teoretycznie — dodał pospiesznie.
— Nie mam nic przeciwko i nie zamierzam w niego ingerować. Jeżeli przy tobie będzie szczęśliwa, to możecie się nawet pobrać. Ale jeśli ją skrzywdzisz, możesz mieć ze mną do czynienia. Mówię poważnie.
— Wierzę ci. — William uśmiechnął się radośnie. — Dziękuję, Nico.
Nicodem nie wspomniał o tym, że podobną rozmowę przeprowadził wczoraj z bliźniaczką. Będzie chciała, sama mu o tym powie, a jak na razie, zgodnie z obietnicą, nie zamierzał wchodzić między nich. Całym sercem wspierał Willa, był przekonany, że Annika odnajdzie przy nim szczęście, nawet gdyby to miało oznaczać, że on zostanie sam, bez siostry.
Jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Wyciągnął urządzenie z kieszeni kurtki i spojrzał na ekran. Wyświetlała się na nim informacja, że to numer zastrzeżony. Wahał się chwilę, czy odebrać, ale w końcu zdecydował się i nacisnął zieloną słuchawkę.
— Słucham.
— Cześć, Vilnius. Mówi Seth Murray, spotkaliśmy się już dwa razy.
— Pamiętam. O co chodzi?
— Mam pewien plan, który może pomóc nam dowiedzieć się, kim jest nasz żniwiarski wróg, ale tylko wtedy, jeśli się na niego zgodzicie. Chciałbym spotkać się z tobą, twoją siostrą i Williamem w Natanaelu jak najprędzej. Dla dobra Christophera i Vicotoire — dodał miękko.
— Dobrze, będziemy tam za dwadzieścia minut. — Nicodem nie przystałby na propozycję demona tak łatwo, gdyby nie chodziło o jego przyjaciela. Nie bardzo ufał Sethowi, podejrzewał, że demon kręci coś na boku i nie był szczery podczas ich ostatniego spotkania.
— Cudnie. Będę czekać. — Seth rozłączył się.

8 komentarzy:

  1. Witam,
    autorko, tak, tak wiem, mam zaległości, ale chciałabym wiedzieć co u Ciebie? od tak dawna nic nie dodałaś, nawet, żadnej informacji...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      U mnie wszystko w porządku. Przeniosłam się na Wattpada (szukaj mnie pod nickiem @Dravelia), to pierwszy powód, dla którego zaniedbałam Life of Shinigami. Drugi powód jest taki, źe nie mam weny, a trzeci, że stwierdziłam, że to bez sensu. Na Wattpadzie zamierzam opublikować LoS jeszcze raz, ale teraz chcę bardziej przemyślaną historię napisać, żeby nie powtórzyć paru błędów z LoS. Tam zresztą mam więcej czytelników; tutaj zostałaś tylko Ty.

      Kiedy pojawi się nowa wersja na Wattpadzie, to na pewno opublikuję notkę, w której napiszę, co i jak.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Witam,
    bardzo dziękuję Tobie za odpowiedź, no cóż... spróbuję tam zajrzeć, ale nie przepadam za bardzo za tym serwisem.... więc nie wiem czy czytać tam będę... ale chociaż tutaj dokończę to co zaczęłam czytać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!

    Zapraszam Cię serdecznie do wzięcia udziału w kreatywnym wyzwaniu pisarskim organizowanym na
    https://wyzwania-pisarskie.blogspot.com/
    Wystarczy napisać krótkie opowiadanie na dowolny temat. Obudź wyobraźnię. Poćwicz swoje pióro. Pobaw się słowem. Można wygrać książkowe nagrody!

    Zapraszam też do przeczytania i skomentowania mojej powieści
    https://wszyscy-mamy-sekrety.blogspot.com/
    Dwie historie rozgrywające się w różnych czasach – czasy wojenne i współczesne. Z pozoru nic je nie łączy, ale czy na pewno? Każdy człowiek skrywa jakąś tajemnicę, nieważne, czy małą, czy dużą. Dowiedz się, jakie sekrety skrywają bohaterowie. Będę wdzięczna za opinię, to doda mi motywacji. :)

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, co to za plan o tak Seth ma niezwykla umiejętność ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wracam tutaj po dłuższej nieobecności, bardzo bym chciała przeczytać więcej... bo opowiadanie jest wciągające...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    opowiadanie jest świetne, bardzo bardzo mi się podoba... szkoda, że już nie piszesz...ale może jednak kiedyś powrócisz tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    opowiadanie jest fantastyczne, wielka szkoda, że już nie piszesz, ale może kiedyś wrócisz jeszcze tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń