Strony

poniedziałek, 7 listopada 2016

13. Niespodziewany sprzymierzeniec

Dobry!
Ponad 2500 wyświetleń bloga. Ciekawam, kto mi to nabija. Ujawnij się, tajemniczy czytelniku! Nieważne, kim jesteś — dziękuję! <3
Dzisiaj mam olimpiadę z polskiego — trzymajta kciuki! I w czwartek też, bo wtedy będę pisać historię. Będzie ciężko. Kiedy to piszę, jest piątek, godzina 22:34. Na dzień dzisiejszy ani „Brulion Bebe B.”, ani „Śluby panieńskie” — żadnego nie przeczytałam więcej, niż dwie strony. Mentalnie przygotowuję się na to, że jutro książka będzie mi towarzyszyć nawet przy jedzeniu. I na bicie od polonistki, że nie zdążyłam przeczytać wszystkigo ze szczegółami.
Podsumuję jeszcze krótko wycieczkę do Wrocławia — TAM TRZEBA BYĆ, ŻEBY POCZUĆ TO MIASTO. Nie sprzeda się wenu tylko przez zdjęcia. Liczą się doświadczenia. Kocham Wrocław <3 Mam mapy, spodziewajcie się jakiejś wstawki z akcją we Wrocławiu :)
Jeszcze raz dziękuję za 2534 wyświetlenia i 93 komentarze. Uwielbiam Was. Zapraszam też do wzięcia udziału w sondzie.
Dravelia

Ten rozdział jest dedykowany Yui. Specjalnie dla ciebie <3

Za dużo tu serduszek, jak na jeden post...

13. Niespodziewany sprzymierzeniec

Nicodem ścisnął mocniej rączkę swojej piły i zastygł w miejscu, czujny bardziej niż zwykle — nie co dzień spotyka się anioła w środku Londynu. Był gotów w każdej chwili skierować ostrze przeciwko nieznajomej, gdyby ta zrobiła jakiś nagły, nieprzewidziany ruch, nie zawahałby się ani chwili.
Patrzyła na niego bez cienia wrogości, ale nieufnie. Zauważyła kątem oka gotowość Żniwiarza do walki, choć nawet nie raczyła odwrócić się przodem do niego, tylko wciąż stała bokiem. Nicodemus odrobinę rozluźnił napięte mięśnie, nie opuściwszy kosy ani na centymetr, a anielica westchnęła cicho. Pierwsza przerwała milczenie, które oboje stresowało.
— Jestem Catherine Hope. Anioł, jak pewnie zdążyłeś się domyślić przy naszym pierwszym spotkaniu. — Dostrzegła kątem oka zmarszczone brwi Nicodema. — A ty nazywasz się Nicodemus Vilnius. — Było to stwierdzenie, nie pytanie. Zmrużył oczy, podejrzewając, że kobieta wie o nim więcej, niż powinna.
Postanowił być jeszcze bardziej ostrożnym i uważniej dobierać słowa. To spotkanie mogło się źle skończyć. Catherine była za silna dla niego jednego.
— Skąd wiesz? — spytał podejrzliwie.
Roześmiała się głośno. Zdjęła ręce z bioder, założyła je na piersi i odwróciła się przodem do rozmówcy, nadal się śmiejąc, a wokół jej oczu pojawiły się zmarszczki. Po chwili spoważniała.
— Domyślacie się, że ja, Thomas i Żniwiarz jesteśmy powiązani. Wyciągnij z tego wnioski.
Żniwiarze. Zapisywanie życia. Biblioteka Żniwiarzy.
Vilnius szybko pojął, co Catherine miała na myśli. Wszystko to, co wiedziała Victoire, wiedział też ich przeciwnik, przeczytawszy księgę życia dziewczyny. Była jego oczami i uszami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wszyscy — Żniwiarze, demony, ludzie i anioły — byli pionkami na ogromnej szachownicy. Grali w jego grę, by ochronić Christophera i Victoire. Ryzykowali wiele, mogli przecież stracić życie. Wystarczyłoby jedno zdanie zapisane czerwonym atramentem na w odpowiednim miejscu...
— Czego chcesz? — spytał nieprzyjaźnie.
— Porozmawiać. — Catherine nawinęła na palec kosmyk swoich włosów i zaczęła go okręcać. — Jesteś shinigamim, neutralną między dobrem a złem istotą. Dlaczego stoisz po stronie demonów? Wiesz doskonale, jakie one są: zdradzieckie, kłamliwe, egoistyczne. Więc pytam: dlaczego?
Nicodem mówił sobie, że to dlatego, że Christopher był jego przyjacielem. Ten demon różnił się od innych. Amarensis miał swoje zasady. Nieco pokręcone, ale się ich trzymał. Na przykład nie krzywdził swoich „przyjaciół”, nieważne, do jakich ras należeli. To dzięki temu Nicodemowi udało się ujść z życiem z ich pierwszego spotkania, a nawet w pewien sposób się z nim zakolegować. Nie zerwali ze sobą kontaktu po tym, jak Vilnius stał się Żniwiarzem, choć i jeden, i drugi zdawał sobie sprawę, że ich relacje bardzo odstają od normy. Kiedy dzisiejszy kamerdyner Victoire poznał Annikę, nie zapałali do siebie sympatią od pierwszego wejrzenia, ale przez wzgląd na Nicodema stali się dość dobrymi znajomymi.
Christopher nie był stereotypowym demonem, wręcz przeciwnie. Kiedyś mu się zwierzył, że chciałby być człowiekiem, jednak to niemożliwe. Nie miał wpływu na to, czym był, więc starał się być tym czymś najlepiej, jak potrafił.
— Demony to najgorsze zło, jakie chodzi po tym świecie — mówiła anielica stanowczym głosem, pewna swojej racji, choć bez emocji. — Zadali tysiącom... Nie, milionom ludzi coś gorszego niż śmierć, czym zranili kolejne osoby. Wszystko to tylko po to, by zaspokoi swój głód. Lepiej byłoby tutaj bez tych potworów, nie sądzisz? Są egoistyczne, pozbawione uczuć i nie cofną się przed niczym, byle dopiąć swego.
— Mylisz się — powiedział cicho Nicodemus. — Mylisz się, lecz nie będę cię teraz wyprowadzać z błędu. Nie będę się tobie również tłumaczył ze swoich decyzji.
Catherine, nie wiadomo czemu, pokiwała głową w zamyśleniu. Może to była część odgrywanej przez nią roli, może naprawdę zrozumiała, że jej sposób myślenia jest błędny.
— A ja nie będę się z tobą spierać. Osoba, która mnie tu przysłała, kazał mi nie wplątywać się w niepotrzebne dyskusje. Mam niewiele czasu. — Kobieta postąpiła dwa kroki w stronę shinigamiego. Palce mu zbielały z powodu mocnego chwytania rączki Kosy Śmierci. — On swego czasu też został skrzywdzony przez jednego z tych... — Tu wstawiła niecenzuralne słowo. — Wiesz, jak to jest na własne oczy widzieć, jak demon pożera duszę twojej matki? — Zamilkła na chwilę, zaciskając szczęki. — Ja tego doświadczyłam, Vilnius. I nauczyłam się, że demonom nie można ufać.
Podeszła jeszcze bliżej, a Nicodem cofnął się dwa kroki. Albo ta kobieta mówiła prawdę, albo była bardzo dobrą aktorką. Patrzyła twardo w oczy czarnowłosego.
— On chce ci dać szansę, by wyzwolić się z tego demonicznego świata. Przyłącz się do nas, zanim ten twój znajomy z piekła cię zrani, być może śmiertelnie.
— Nie. — Mężczyzna zmrużył oczy. Kobieta coś kombinowała, ale nie wiedział, co. Jednak mimo wszystko zostanie po stronie przyjaciela.
— Zastanów się nad tym przez chwilę  Vilnius. Nie chcemy twojej zguby. Chcemy tylko demony. — Spojrzała na niego błagalnie. Była świetną aktorką — dopiero co spotkała Nicodema, ale już próbuje grać na jego emocjach. — Daj sobie pomóc. Dołącz do nas.
Lojalność Nicodema względem Christophera została wystawiona na próbę, z której jednak wyszła zwycięsko.
— Nie, Catherine. Nie opuszczę Christophera w potrzebie i zdania nie zmienię. Odpuść już sobie — warknął.
— W takim razie... — Anielica przechyliła głowę, przez chwilę uważnie nasłuchując. — Cóż, na mnie już czas. Żegnaj, Vilnius.
Catherine w mgnieniu oka odwróciła się tyłem do boga śmierci, podbiegła do krawędzi budynku i skoczyła. Nicodem nie zdążył nawet uruchomić piły i pomyśleć o pościgu. Poczuł jedynie zapach hiacyntów i nieokreślone uczucie, coś między złością a ulgą.
Dosłownie sekundę później za Żniwiarzem pojawił się rycerz w lśniącej zbroi.
— Szukałem cię, Nicodemus — powiedział Arthur. Rozglądając się wokół, pociągnął nosem. — Co tu się wydarzyło? — spytał, autentycznie przestraszony.
— To skomplikowane. Sam za dużo nie rozumiem.
Zaczął relacjonować białowłosemu wydarzenia ostatnich pięciu minut.

***

Jeśli istniało coś, co potrafiło naprawdę zdenerwować i przestraszyć demona, tym czymś było coś, z czym nie mógł sobie poradzić w swej ludzkiej postaci. Christopher, mimo że wyglądał na opanowanego i pewnego siebie, w środku niemal panikował.
„Co robić? Co robić?”, myślał gorączkowo.
W powietrzu, spomiędzy woni kobiecych perfum, kebaba z pobliskiego baru, kwiatów, alkoholu, spomiędzy wielu przeróżnych zapachów ciał ludzi wyczuł charakterystyczny odór anioła, istoty, której nie znał, ale był pewien, że nie była im przyjazna. Nie był to zapach tamtej anielicy, która pomogła St. Morrisowi. W pobliżu zamiast niej znajdował się inny anioł, a możliwe, że było ich dwoje — Catherine i obcy. Cholera jedna wie. Gdyby tylko wiedział, przeciwko komu ma walczyć...
Gdyby nie było przy nim Victoire, załatwiłby sprawę, nie bawiąc się z wrogami w ciuciubabkę, jednak teraz to ci drudzy mieli przewagę. St. Morris był z przodu, przed nimi, natomiast anioł z tyłu, skąd wiał lekki wiatr. Gdy Christopher zaatakuje człowieka, do dziewczyny dobierze się anioł; jeśli weźmie na cel istotę nadnaturalną, nie będzie mógł obronić Scott przed Thomasem. A przecież on i Victoire nie mogą iść przed siebie w nieskończoność. Wrócić na King's Road nie mógł. W domu byli wciąż rodzice Victoire, którzy czekali na samoloty do Paryża i Nowego Jorku, oboje mieli opuścić dom za godzinę. Christopher nie chciał narażać ich na niebezpieczeństwo. Mogliby zginąć, a to byłoby ciosem dla blondynki. Chciał jej tego oszczędzić; widziała już dość ludzkiej krzywdy w tym tygodniu. Skręcić też niepodobna. Nie wiedział, ilu ma tu wrogów — być może całe mnóstwo gotowych na wszystko porywaczy, morderców i nadnaturalnych, być może tylko ta dwójka. Nie chciał ryzykować życia swojej pani, bo zagrożenie było realne.
— Victoire, pamiętasz, o co cię prosiłem?
— Tak. Mam biec do Natanaela, ale nie wiem, czy zdążę. — Usiłowała powstrzymać zbierające się w oczach łzy.
— Myślę, że chcą dostać mnie — wyznał Christopher. — Powstrzymam ich na tak długo, żebyś była bezpieczna u Nathaniela i Eunice, a potem do ciebie dołączę.
„O ile przeżyję”, pomyślał, ale tego już nie powiedział na głos.
— Nie zgadzam się, Chris — powiedziała Victoire zdecydowanie, lecz drżącym głosem. — Wyplączemy się z tego oboje. Skąd mam wiedzieć, że cię nie zabili, jeśli cię nie będzie przy mnie?
— Nie bądź niemądra, Victoire. Za bardzo się do mnie przywiązałaś. — Uśmiechnął się krzywo. — Poza tym niełatwo mnie zabić. I nie płacz. Jeszcze nie ma o co.
— Ale... — próbowała protestować, jednak ktoś jej przerwał.
— Co za dziwny zbieg okoliczności, panno Scott. Znów na siebie wpadamy.
Christopher i Victoire przystanęli. Dziewczyna nie musiała się odwracać, by zgadnąć, do kogo należy ten kpiący, arogancki głos. Momentalnie uleciała z niej większość strachu i niepewności, wypełniła ją złość. Odwróciła się do stojącego tuż za nią blondyna. Uśmiechał się, jakby w ogóle nie zauważał napięcia Amarensisa i złości blondynki.
„Śledził mnie czy co?”. Dałaby sobie rękę uciąć, że to wcale nie jest „dziwny zbieg okoliczności”, lecz zaplanowane działanie Horowitza, by zrobić jej na złość.
— Daruj sobie już tę pannę, okej? — warknęła. Uśmiech na jego twarzy zgasł, tak jak zimny przeciąg gasi nikły płomień świecy. Spojrzał na Christophera.
— Dzień dobry, Amarensis. Czy mi się tylko zdaje, czy ty i ta dama macie problem?
— Nie nazywaj mnie damą, Horowitz! — powiedziała głośno i wyraźnie, ale ani jeden, ani drugi nie zwrócił na nią uwagi.
— Potrzebuję pomocy Silvestra. Tu i teraz. To zagmatwana sprawa. Gdybyś mógł...
— Wiem — przerwał mu Anthony. Spojrzał w tłum przed sobą i zaklął cicho, zauważywszy Thomasa St. Morrisa. — Silvester bada sytuację. Zaraz tu będzie. — Zaklął jeszcze raz. — Wezmę Victoire, a ty zaczekasz tu na Silvestra.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję Christophera, chwycił jego panią za rękę i pociągnął ze sobą. Próbowała wyszarpnąć nadgarstek z uścisku Anthony'ego, ale chłopak był od niej o wiele silniejszy.
— Co ty...? Chris! — Spojrzała błagalnie do tyłu na demona.
— Idź z nim, Victoire. Idź!
Sam odwrócił się i odszedł kilka kroków. Po krótkiej chwili rozdzieliły ich od siebie dziesiątki ludzi. Anthony zdecydowanie parł przed siebie.
Victoire zaczęły nękać wątpliwości. Jeżeli ten chłopak stoi po stronie nieznajomego Żniwiarza, a wszyscy dali się na to nabrać? Może słusznie mu nie ufała. Może pan Silvestra właśnie prowadził ją do shinigamiego. Znów spróbowała się wyswobodzić, co nie umknęło uwadze blondyna.
— Słuchaj, Scott — zaczął, nie odwracając się do niej. Przyspieszyli. — Wiem, że mi nie ufasz i wiem też, że nie zaufasz mi ot tak, ale jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć, nie powinnaś zachowywać się jak idiotka. Musisz ryzykować i ufać swojemu rycerzowi. — Nie rozglądając się wokół, skręcił w lewo, narzucając szybkie tempo. Szesnastolatka szybko się zmęczyła. — On wyraźnie ci powiedział, że jeśli ci życie miłe, powinnaś ze mną iść. — Westchnął. — Jak zwykle problem spadł na mnie, nie na Silvestra. To jego przyjaciel, nie mój, no ale...
— Nie musisz tego robić — warknęła Victoire.
— Prawda, nie muszę — przytaknął, co zdziwiło nastolatkę. Tego się nie spodziewała. I co, teraz ją tutaj zostawi?
— Więc dlaczego ratujesz mi tyłek? — spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. Chłopak milczał, zamyślony. — Mógłbyś już puścić moją rękę? To trochę boli.
Nie zareagował. Blondynka westchnęła w duchu. Nawet w takiej sytuacji jest w stanie zrobić jej na złość. Musiał czuć do niej prawdziwą niechęć.
— Horowitz — syknęła, próbując uwolnić dłoń z mocnego uścisku Anthony'ego. Ku jej zdumieniu pozwolił jej na to.
— Przepraszam — powiedział beznamiętnie. Victoire nie wiedziała, na ile szczere jest to słowo. — Jeżeli uciekniesz, nie będę cię gonił. Twoja wola. Tylko, tak jak mówiłem, szybko znajdzie się ktoś gorszy ode mnie, którego będzie interesować nie tylko twoja śliczna buźka.
Rozmawiali, ciągle się poruszając. Po chwili namysłu uwierzyła mu. Wyszli na King's Road i skierowali się w lewo. W milczeniu minęli dom Victoire, szarawe trawniki przed nowymi willami, wymyślnie zdobione ogrodzenia prywatnych posesji. Dopiero po kilkudziesięciu krokach odważyła się odezwać.
— Dokąd idziemy?
— Zadajesz za dużo pytań, Scott — usłyszała suchą odpowiedź.
— Więc może byś na nie odpowiadał?
— Po co marnować słowa? — zdziwił się. — Kiedy dojdziemy na miejsce, sama się dowiesz.
„Podobne słowa wypowiedział Christopher, kiedy pierwszy raz zabrał mnie do Natanaela”, pomyślała Victoire.
— Możesz trochę zwolnić? — sapnęła po kilku minutach szybkiego marszu. Anthony spełnił jej prośbę, powstrzymując się od komentarzy, ale z miną, jakby wyświadczał jej wielką łaskę. Widocznie nie chciał poświęcać jej zbyt dużo uwagi, twierdząc, że jest irytująca i lepiej zwolnić, niż gdyby miała zrzędzić przez całą drogę.
„Jest denerwujący”, stwierdziła w myślach, ale już więcej się nie odzywała.

***

Opowiedziawszy Arthurowi o całym zajściu, Nicodem pozostawił go ze swoimi myślami, a sam wyciągnął komórkę i napisał wiadomość do przyjaciela z piekła.
„Im mniej wie Victoire, tym lepiej dla was. Z jej księgi życia Żniwiarz może wyczytać wszystko, co ona wie. Wszystkie myśli, nazwiska... Wszystko. Uważajcie na siebie”.
Wysłał wiadomość. Możnaby podać dziewczynie fałszywą informację, z której skorzystałby wróg, jednak mogłaby stracić szacunek i zaufanie dla Christophera, Nicodema i reszty ich przyjaciół, gdyby dowiedziała się prawdy. Mieli szansę rozegrać tę grę na swoją korzyść, o ile każdy ich krok będzie przemyślany.
Rycerz mamrotał coś do siebie pod nosem i z poszczękiwaniem zbroi przechadzał się to tu, to tam po dachu. Nicodem już przyzwyczaił się do tego dźwięku.
Vilnius schował telefon, na wszelki wypadek kasując dopiero co wysłaną wiadomość z pamięci telefonu. Chwycił swoją Kosę Śmierci.
— Chodźmy, Arthur. Mamy coś do zrobienia — ponaglił kolegę. Arthur, pogrążony w swoim świecie, mechanicznie podążył za czarnowłosym.
„Przyłącz się do nas”.
Słowa Catherine jeszcze długo krążyły mu po głowie.

5 komentarzy:

  1. Cudownie! * rozejrzała się z lubością po opustoszałej sekcji komentarzy, rozpierając w okienku * Jestem pierwsza, sama! :3
    Jestem tak cholernie nierozgarnięta w pisaniu komentarzy, że to się nie dzieje. ;) Nie robię tego nigdy, a raczej, czynię to rzadko; czasem, gdy zagraniczne fanfiction wywrze na mnie mocne wrażenie. Zdarza się, że i rzeczy wybitnych z blgosfery nie komentuję; uznając, że myśli, które chcę przelać, nijak podkreślą wyniosłą wspaniałość tworu.
    Now, I encourage myself! I stąd pojawia się krótki komentarz, ogromnej aprobaty, której nie pomieszczą żadne Rowy Mariańskie. Teraz odniosę się do treści.
    Damnit. W głowie się nie mieści, żeby Vilnius dołączył do anielskiego skrzepu kupska. Nie wiedzieć dlaczego, anioły zwykle nacja przedstawiana #flawless, jednak ja sama nie zrozumiem ich fenomenu. Demony są o niebo ciekawsze, mniej obłudne. Przekleństwa w ustach skrzydlatych wysłanników nieba W OGÓLE nie powinny znajdywać miejsca. Nawet w odniesieniu do demonów; to przecież takie niehonorowe się poniżać, by komuś ubliżyć. To jak być dywanem i kłaść się na poziom podłogi. #nonsense_institue_MorpheusVagirio_Mind.
    Tak czy inaczej; ciekawe napięcie, bo jednak Vilnius zastanawia się nad słowami anielicy, którym stanowczo stawiał opór, podczas rozmowy. Ciekawe co z tego wyniknie.
    Na sam koniec, dodam, że mój zepsuty mózg, stworzył nowy parring: Nicodem x Christoper. My New Couple #666. Nie wiń mnie za to, nie gryź, nie denerwuj się, zostaw te włoski na głowie - ja tylko tutaj upuszczam swe yaoistyczne fantazje. :D Co prawda, hamuję to, ale jak wydasz książkę Life Of Shinigami, na pewno będę pisała fanfiction "Christoper new Nicodemus lover". :>
    Kisses <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, czuję się wyróżniona :3 Naprawdę doceniam gest, kiedy piszesz mi takie długie, wenful komentarze, które potem kopiuję sobie do notatniczka i czytam, kiedy mam doła. Kochana jesteś! <3
      Ja za aniołami nie przepadam, zdecydowanie wolę przedstawicieli ciemnąej strony mocy. Mam do nich sentyment. Odnosząc się do Twojej uwagi o wulgaryzmach — jak widzisz, w moim tekście unikam ich, by nie kaleczyć języka, natomiast kiedy wkładam je w usta Catherine, chcę podkreślić jej realność — bohaterka nie istnieje tylko na papierze — w naszym przypadku na ekranie komputera — ale w alternatywnej rzeczywistości, jest prawdziwa. Ponadto pokazuję, że, chociaż jest aniołem, nie jest idealna. Oczywiście szanuję Twoje zdanie.
      Hehehehehehehehehe! A jak myślisz, którą stronę wybierze Nicodemus? Wiesz, że ze mną wszystko jest możliwe... Czekam na twoją odpowiedź! :D
      Nie musisz czekać na wydanie książkowe Life of Shinigami. Możesz zacząć pisać fanfiction już teraz, bo kto ci zabroni? Na pewno nie ja; jestem ciekawa, co wymyślisz :D W sumie nie myślałam o Nicodemie jako homoseksualiście, choć na pewno byłoby to ciekawe rozwiązanie :D Ma już niestety przydzieloną osobę, z którą chcę go zeswatać, a jestem pewna, że mi na to pozwoli, nie zastanawiając się długo. A co do Chrisa... Buahahahahaha! Nie dowiesz się! Nie powiem ci nic a nic! Tym razem zero spoilerów!
      Buziaki! <3

      Usuń
    2. Zaczynając od końca: Nicoś na pewno nie jest homosiem, nie myśli w ten sposób, lecz demon... Co może hamować demona, gdy zachce mu się chędożenia? :D Chyba tylko śmiercionośna, niosąca pożogę, piła Żniwiarza. Rozpustne bestie, nawet by nie czuł się dziwnie, gdyby to robili. :> Może trochę... Nico bardziej, ale gdyby postawić na taki mocny, MOCNY akt dominacji, to pewnie uaktywniłby się syndrom sztokholmski i - bach! Mvahaha...
      Zmiętus wszędzie znajdzie gejkuf.
      Biorąc pod uwagę, że się zastanawia, byłabyś zdolna do ostatniej chwili insynuować, iż pan V. zmieni stronę, której jest sprzymierzony, a zachowania Christophera, które zaczęłyby go ewentualnie niepokoić, stałyby się powodem... Choć, poprzez wgląd na tę ich nietypową relację, przy czym podkreślę ich "lojalność", jakkolwiek to nazwać, a także, że mimo wszystko, łamią stereotyp, to jestem prawie pewna, że jeśli nie stanie się nic podejrzanego, złapie Chrisa za tyłeczek i nie puści.
      A do Aniołów: Spokojnie, wiem! :D Doceniam kulturalny styl pisania, a także mega doceniam stawianie aniołów w tym kolidującym z powszechnymi wyobrażeniami, świetle.

      Usuń
  2. Zabij mnie ;_;
    Ostatnio czytam rozdziały z prędkością PKP (poczekaj kiedyś przyjedziemy). Przepraszam za to. Postaram się przeczytać kolejny rozdział jak najszybciej, ale nic nie obiecuję, bo jak już mam wolny czas to z regóły po prostu leże i się obijam, starając się odpocząć od szkoły ("uroki" kończenia lekcji o 16). Dziękuję za dedykację <3
    Victorie wracaj do Chrisa! Nie obchodzi mnie, że grozi ci śmierć, ani to że on ci kazał iść z Anthonym.
    Matko aż się boję czytać kolejny rozdział. "Pierwsza krew" nie brzmi dobrze...
    Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.
    Niech wena będzie z tobą!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    muszą to wszystko, dobrze rozegrać, i jeszcze te słowa tej anielicy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń