wtorek, 6 grudnia 2016

Nie puszczę cię — William x Annika. Miniatura mikołajkowa

Dobry!
Mikołajek nie lubię, zresztą jak każdych innych świąt. Za dużo niepotrzebnego zamieszania, tak sądzę. Mimo to, skoro obiecałam minaturę, obietnicy zamierzam dotrzymać i przedstawiam Wam twór, który pisałam dość długo.
Mam nadzieję, że post się Wam spodoba. Liczę na Wasz odzew w komentarzach!
Pozdrowionka i wesołych mikołajek!
Dravelia

PS. Cieszcie się, na święta Bożego Narodzenia już nie zamierzam pisać żadnych specjałów :P

Miniaturka mikołajkowa 
Nie puszczę cię

William x Annika


Niniejszy tekst jest dziełem przypadku i nie ma związku z właściwą fabułą opowadania Life of Shinigami. Autorka zastrzega sobie wyłączne prawa do opublikowanego wpisu.




Na ciemnym, szarym niebie nie było ani jednej chmury. Wąski rogalik księżyca było widać niewyraźnie, gwiazd nie można było dostrzec w ogóle z powodu jasności, bijącej z lamp ulicznych, neonów sklepów i świateł samochodów, które o tej porze przejeżdżały przez ulice Londynu. Z kamienicy roztaczał się widok na panoramę miasta, ale o tej porze roku zazwyczaj widać było tylko śnieżne, nietknięte przez ludzi kołdry, przykrywające dachy budynków, nie zamieniające się po kilku godzinach w błotnistą breję. Jedynymi osobami, które miały okazję codziennie podziwiać ten widok, byli Żniwiarze, którym przydzielono akurat ten obszar, czyli Annika Vilnius i jej partner.
Tutaj zgiełk stolicy nie był tak głośny, panował spokój i cisza w porównaniu do tego, jakie zamieszanie królowało tam w dole. Jedynie od czasu do czasu jakiś kruk wydał z siebie charakterystyczny dźwięk albo rozległ się skrzypiący odgłos śniegu pod butami Anniki. Mimo trzystopniowego mrozu według skali Celsjusza zamiast zimowego płaszcza miała na sobie skórzaną kurtkę, czapkę i chustkę zawiązaną na szyi. Nie odczywała tak dotkliwego chłodu jak przeciętni śmiertelnicy, tylko przyjemne zimno. Schowała ręce do kieszeni wąskich, intensywnie czerwonych spodni, by nie zesztywniały. Mrozu nie czuła, za to jego skutki już tak.
— Zimno ci? — spytał troskliwie William, jej czarnowłosy współpracownik i przyjaciel jej bliźniaka. Potrząsnęła głową, a jej jasne loki wdzięcznie falowały przy każdym ruchu jej głowy. Wydawała się być czymś zmartwiona albo przygnębiona. — Hej, Annie, powiesz mi, co się stało?
Kobieta milczała, wpatrując się w skute teraz lodem wody Tamizy. William wiele teraz by dał, by wiedzieć o czym myśli. Słyszała go i zignorowała czy nie zauważyła, że coś powiedział? Czasami lubiła go olewać.
Dopiero po dłuższej chwili blondynka spojrzała na niego swoimi zielono-żółtymi tęczówkami. Dwa kolory oddzielone były od siebie cienką linią, a oczy okalały długie, naturalne rzęsy.
— Przepraszam, zamyśliłam się — powiedziała z nieco zbyt wymuszoną uprzejmością. Prawda, nie była tu z nim z własnej woli, po prostu tak jej kazano, i, chociaż jej się to niezbyt podobało, musiała swoje odrobić w towarzystwie Willa. Zazwyczaj współpracowała z nowicjuszami, i to tylko płci pięknej; możnaby pomyśleć, że ma jakiś dziwny pociąg do kobiet, ale nie było to prawdą. Po prostu jeszcze nie spotkała mężczyzny, który byłby w stanie ją zainteresować i wzbudzić jej zaufanie.
— O czym myślałaś? — zapytał pozornie od niechcenia, lecz z ciekawością wyczekiwał odpowiedzi.
— Zerknąłeś na akta dzisiejszych ofiar? — spytała, odwracając się w jego stronę.
— Jeszcze nie — odparł, zaskoczony, że go o to zapytała. O  co mogło jej chodzić.
Westchnęła, dziwiąc się mu w myślach. Annika miała zwyczaj sprawdzania wszystkich akt dwukrotnie, dla pewności, że dano jej te właściwe dokumenty. Widać William jeszcze nie wypracował sobie tego nawyku, choć żył w żniwiarskim świecie o wiele dłużej niż ona.
— Umrze dziecko, właściwie jeszcze niemowlę. — Powiedziała to smutno, jakby naprawdę było jej przykro z tego powodu. — Na zapalenie płuc.
— Annie, to naturalne. Nic na to nie poradzisz — powiedział. Postąpił dwa kroki w jej stronę po puszystym śniegu. Uśmiechnęła się smutno.
— Wiem. Współczuję matce tego chłopca, nic więcej. Tyle musiała przejść, a teraz... — Nie dokończyła. Przeszedł ją dreszcz i nagle przyjemny chłód zmienił się w dotkliwy mróz. Założyła ręce na piersi, chcąc zatrzymać choć trochę ciepła. — Chodźmy już.
Jednak zanim zdążyła zrobić choćby jeden krok, poczuła obejmujące ją męskie ramiona i zapach Williama. Serce zaczęło szybciej bić. Zarumieniła się nieznacznie, kiedy wyższy od niej mężczyzna schował twarz w jej miękkich, jasnoblond włosach. Ogarnęło ją ciepło jego ciała. Stała tak, oszołomiona zachowaniem partnera.
— William, co ty robisz? — spytała nieśmiało. Owszem, było jej przyjemnie i ciepło, ale jednocześnie czuła się nieswojo w jego objęciach.
— Przytulam cię — powiedział i tylko mocniej przycisnął ją do siebie. — Nie podoba ci się?
— Nie, nie o to chodzi — mruknęła, mając nadzieję, że czarnowłosy jej nie usłyszał. Jednak jej nadzieje były płonne.
— Więc o co chodzi? — William odsunął się od kobiety na długość ramion. Annika zarumieniła się jeszcze bardziej.
— Nieważne. Powinniśmy już iść. — Odwróciła się od mężczyzny, mając zamęt w głowie.
Ledwo dostrzegalny uśmiech ozdobił twarz Żniwiarza. Annika wyglądała uroczo, kiedy się rumieniła. Sądził, że nigdy nie uda mu się jej doprowadzić do takiego stanu, gdyż zazwyczaj trzymała go na dystans, jakby miała serce z lodu i nie dostrzegała, jakie uczucia żywi do niej Will. Był pewny, że prędzej czy później zauważy jego starania i jego trud zostanie wynagrodzony. Nie marzył o niczym innym.
Ruszył za nią, lecz trzymał się kilka kroków z tyłu. Na razie postanowił się nie odzywać. Wyglądała na z lekka przytłoczoną tym incydentem; chciał dać jej czas, żeby poukładała sobie wszystko w głowie.
Tymczasem Annika zastanawiała się, co powinna zrobić. Serce nadal jej biło jak oszalałe. Nie wiedziała, co ta czułość miała znaczyć. Prawda, czuła płynącą z niej przyjemność i empatię, ale jednocześnie wciąż analizowała, czy William jest dla niej odpowiednią osobą. Chciała, żeby łączyły ją z nim czysto przyjacielskie relacje, nic więcej, ale z każdym dniem było to dla niej coraz trudniejsze. William próbował jej przekazać swoje zainteresowanie jej osobą, i mu się to udało, ale Annika nie dawała po sobie poznać tego, że zrozumiała przekaz.
Wciąż zastanawiała się, jak zareagowałby jej brat, jeśli oznajmiłaby mu, że jego najlepszy przyjaciel się w niej podkochuje, chociaż zapewne przyjąłby to ze stoickim spokojem, a dopiero potem poszedłby zabić Willa. Nie chciała niszczyć ich przyjaźni. Nicodem był jedyną osobą, która w pełni ją rozumiała, a jeśli on był szczęśliwy, to i ona miała dobry humor.
No i kolejna sprawa — nie miała pojęcia, czego chce Will. Lecz rzeczą, która ją najbardziej niepokoiła, było to, że sama zaczynała czuć, że zależy jej na współpracowniku. „Pokręcone to wszystko”, pomyślała, „Nic już nie wiem”.

***

Sypialnia znajdowała się na samym końcu korytarza. Pastelowe ściany zdobiły reprodukcje obrazów Salvadora Dali. Niektóre w świetle ulicznych lamp, wpadającym przez okno, wyglądały co najmniej dziwnie. Jedną ze ścian zajmowała duża szafa. Na środku pokoju stało małżeńskie łóżko, gdzie spała ładna, brązowowłosa kobieta, ubrana w obcisłą koszulkę, która podkreślała jej małe, ale kształtne piersi. Nie wywarła na Willu żadnego wrażenia, choć, gdyby nie był zainteresowany tylko Anniką, pewnie przystanąłby na dłużej i podziwiał jej ciało. Pod ścianą stały wysoka komoda i łóżeczko dziecięcie. Blade, wątłe niemowlę spało, od czasu do czasu kaszlało głośno, ale nie na tyle, by obudzić matkę.
„Dobrze”, pomyślała Annika, „nie będzie musiała patrzeć na jego śmierć”.
Podeszła do chłopca i pogładziła go po policzku. Dziecko nic nie poczuło, nie mogło przecież poczuć dotyku samej Śmierci. Do oczu kobiety napłynęły łzy goryczy. Ona sama chciałaby mieć dziecko, ale nie mogła. Była Żniwiarką, a shinigami nie rozmnażali się w ten sposób, czego poniekąd żałowała. Gdyby tylko pokochała samobójcę, który pokochałby i ją, być może zostałaby matką. A w ten sposób... Ta możliwość została jej raz na zawsze odebrana.
Łzy pociekły po jej policzkach, co nie umknęło uwadze Willa. Chciałby ją jakoś pocieszyć, ale nie miał pojęcia jak. Najchętniej przytuliłby ją teraz, ale wahał się nad tym; nie wiedział, w jaki sposób zareaguje, kiedy spróbuje zrobić to drugi raz w ciągu dwudziestu minut.
Vilnius wyciągnęła z kieszeni kurtki pistolet i odbezpieczyła broń. Chciała szybko to zakończyć. Do wyznaczonej godziny śmierci małego Eliotta Prise'a brakowało tylko dwudziestu sekund.
Mężczyzna podjął decyzję, kiedy jego partnerka przyłożyła lufę do główki dziecka. Szybko przebył dzielący ich dystans i delikatnie, acz stanowczo wyjął Kosę Śmierci z rąk roztrzęsionej kobiety. Przez słone krople ledwie widziała jego sylwetkę.
— Pozwól, że ja to zrobię, Annie — szepnął w jej stronę. Tylko pokiwała głową na zgodę i odeszła na drugi koniec pokoju. Odwróciła się do okna i starała się uspokoić.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Otarła policzki z łez wierzchem dłoni. Jej serce łomotało coraz ciszej, aż w końcu nie przeszkadzało jej słyszeć cichych kroków Williama, który już, dosłownie w pół minuty, uwinął się ze swoją robotą. Usłyszała jeszcze stukot stempla z napisem „Completed”.
— Już w porządku, Annie? — zapytał miękko, niepewnie dotykając jej ramienia.
— Mniej więcej — odparła, wzruszając ramionami. Nie miała ochoty opowiadać mu teraz historii swojego życia, to było jeszcze zbyt żywe wspomnienie. — To koniec na dziś?
Potaknął, a następnie spytał wprost:
— Mogę cię przytulić?
Annika odwróciła się do okularnika. Była zagubiona. Tak, potrzebowała teraz bliskości drugiej osoby, ale nie chciała okazywać słabości i dawać czarnowłosemu fałszywej nadziei na to, że go polubi w inny sposób. Nie mogła się zdecydować między zaspokojeniem własnej potrzeby a pokazaniem tego, że jest silną kobietą, więc po prostu milczała. „Muszę teraz wyglądać jak siódme nieszczęście”, przeszło jej przez myśl.
— A rób, co chcesz — stwierdziła i minęła zdziwionego kolegę, kierując się ku drzwiom pokoju.
„Wróciła moja niedostępna, zimna Ann”, pomyślał na poły z zadowoleniem, na poły z rozczarowaniem.
— Skoro tak mówisz...
Jeszcze nim kobieta doszła do drzwi, stanął przed nią i objął blondynkę rękami, zamykając w żelaznym uścisku. Potrzebowałaby dużo czasu i siły, by się z niego wydostać. Pisnęła cicho, zaskoczona jego gestem, choć w sumie mogła się tego spodziewać. Obiecała sobie, że już nigdy tak nie powie do Williama. Tym razem poczuła tylko łaskotanie w brzuchu i ciepło na twarzy. Pod wpływem chwili wyciągnęła ręce i objęła go w pasie. Trwali tak kilka minut, dopóki Annika nie stwierdziła, że starczy tej czułości.
— William... Mógłbyś mnie już puścić?
Popatrzył na nią z figlarnym błyskiem w oku. Rozluźnił uścisk, ale nie pozwolił jej się odsunąć.
— A mógłbym nie puszczać już nigdy?

5 komentarzy:

  1. Cześć ^^ Na razie powiem tylko, że zanim poczytam opowiadanie potrzebuje czasu żeby to wszystko ogarnąć. Chciałam dać znak, że jestem ^^ Poza tym nigdy nie oglądałam anime&mangi więc...
    ale póki co - do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, to opowiadanie jest bardziej fantastyką niż fanfiction, także możesz spokojnie czytać :) Ja prawdopodobnie też wkrótce się u Ciebie pojawię, wyczekuj mnie :)

      Do zobaczenia!
      D.

      Usuń
  2. Witam, witam
    dopiero zawitałam na Twój blog, i powiem tak podoba mi się (przeczytałam kawałek rozdziału), wiem, ze zostanę tutaj na bardzo długo, i każdy rozdział będzie miał kilka słów ode mnie... więc masz nową czytelniczkę... niestety cóż, ze względu na brak czasu (kompletny brak czasu) może to się trochę przesunąć w czasie... ale bez obaw ja nie zrezygnuję ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miły i motywujący komentarz :) Cóż, mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i zostaniesz do epilogu.

      Rozumiem, sama mam w tym roku egzamin gimnazjalny i powinnam się uczyć, ale Life of Shinigami zaprząta mi umysł. Na nudnej fizyce zazwyczaj układam się na ławeczce i myślę o bohaterach mojego opowiadania, o ich dalszych losach itp. Może dlatego potem mi ledwo trzy na koniec wychodzi :P

      Dziękuję bardzo za wen, przyda się, bo zamierzam teraz pisać w tempie superekspresowym, jako że za niedługo rozdział 16, a ja w zeszycie jestem w połowie 17. Masakra.

      Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam,
      D.

      Usuń
  3. Witam,
    czekam na moment kiedy Anuika da szansę Willowi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń