sobota, 31 grudnia 2016

Sylwestrowy filler

Ten post jest bardzo nieplanowany. Króciutki, bo pisałam dzisiaj. Doceńcie gest i... Szalonego Sylvestra i szczęśliwego Nowego Roku!

Dravelia


Sylwestrowy filler



„Lucks” słynęło z niewiarygodnie szalonych imprez, nic więc dziwnego, że i sylwestrowa zabawa musiała być przednia. Klub co prawda tej nocy nie pękał w szwach, ponieważ wstęp mieli tylko zaproszeni goście, ale towarzystwo było wspaniałe — shinigami, demony, ludzie i anioły oraz kilka niezmiernie ważnych osób, jak Julianneth, Yui Ayu i Basia. Drav potoczyła wzrokiem po zebranych gościach. Nie było ich nawet trzydziestu.
— Nienawidzę takich imprez — zaczęła głośno, by każdy mógł ją usłyszeć — ale Silvester i Seth nie pozostawili mi wyboru i zaciągnęli mnie tu wbrew mojej woli. Jesteśmy tu dzisiaj z dwóch powodów. Po pierwsze, nasz ukochany demon Anthony’ego, Silvester — wskazała dłonią na wysokiego, uśmiechniętego promiennie blondyna — obchodzi imieniny. No i zbliża się koniec roku dwa tysiące szesnastego, co też wypadałoby uczcić bardziej lub mniej hucznie. Bez względu na wszystko życzę naszym gościom miłej, pamiętnej zabawy.
Kiedy tylko skończyła mówić, z jej ust zniknęła idealna kopia prawdziwego uśmiechu i z pomocą Setha zeskoczyła z podwyższenia dla DJ. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki przebojów Britney Spears, wszyscy zgromadzeni z nielicznymi wyjątkami zaczynali kołysać się w rytm muzyki.
— Lucy, dzisiaj wszystko na koszt firmy. W końcu święto mojego brata — powiedział Seth do ładnej brunetki stojącej za barem. Pokiwała tylko głową. — To od razu jej nalej whisky — wskazał ruchem głowy na Drav.
— Chcesz mnie upić? — zapytała z wyrzutem. — Niedoczekanie twoje — prychnęła i odeszła do gości.

***

Trzy godziny później Julianneth siedziała wśród Żniwiarzy, zabawiając ich rozmową. Szczególnie miła była dla Anniki i Arthura. Długowłosy zaczynał już być lekko wstawiony za sprawą czwartej czy piątej butelki polskiej wódki, którą pociągał prosto z gwinta, nie bawiąc się w przelewanie trunku do kieliszków. Światła dyskotekowe tańczyły na jego włosach, rzucając kolorowe refleksy na sufit.
— Nie zgadzam się z tobą. Lepszym sposobem na śmierć jest powieszenie albo podcięcie żył. Zostają wtedy takie intrygujące blizny — powiedziała Julianneth. Nie tknęła alkoholu, gardziła nim. Potrafiła się zabawić, nie będąc w stanie upojenia.
— Myślę, że cyjanek potasu będzie lepszym rozwiązaniem — wtrącił się Nicodem.
— A chcesz umierać ze śliną na pysku? Nie będzie to tak majestatyczne jak leżenie w szkarłatnej pościeli, zafarbowanej własną hemoglobiną — stwierdziła błękitnowłosa, kręcąc szklanką z sokiem wiśniowym, który do złudzenia przypominał krew. Annika nachyliła się ku niej i zniżyła głos do szeptu.
— Ale nie jesteś wampirem, co? Podobno wampiry nie istnieją w tej rzeczywistości, ale wolę zapytać.
Julianneth roześmiała się serdecznie.
— Oczywiście, że nie! Jestem człowiekiem, zresztą do wampirów niespecjalnie mnie ciągnie. Wolę Żniwiarzy. — Puściła oczko do blondynki, a po sekundzie zorientowała się, że ktoś ją przeszywa morderczym wzrokiem. Przewróciła oczami i westchnęła, myśląc, że zazdrość Drav na punkcie Anniki jest... dziwna, nawet jak na nią. Na szczęście William był zajęty rozmową z Christopherem i Yui, bo gdyby to widział, Julianneth mogłaby na dobre pożegnać się z życiem. On i Annika mieli się ku sobie, zauważała to i Julianneth, i Nicodem, i Drav.
— Julia... Julia, Julianneth! — zawołał Arthur, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Kiedy już w końcu odwróciła głowę w jego stronę, uśmiechnął się szeroko. — Powiedz mi coś miłego.
— Lubię twoje włosy. Mięciutkie są, tak śnieżnie białe, i tak długie...
— Dziękuję — ucieszył się Żniwiarz.
— Czujesz się szczęśliwszy z tego powodu?
— Owszem. Czuję się kochany przez istotę ludzką. Chociaż miłość to zbyt wielkie słowo... Czuję się uwielbiany przez istotę ludzką. Przez lata zastanawiałem się nad różnicą między miłością a uwielbieniem... — Zamyślił się.
— I do jakich wniosków doszedłeś? — zapytała autentycznie zaciekawiona Julianneth.
Pennyfather wzruszył ramionami.
— Do żadnych — powiedział obojętnie i znów przyłożył flaszkę do ust.
Tymczasem William, Christopher i Yui rozmawiali przy barze, skąd mieli widok na całą salę. Yui sączyła bezalkoholowego drinka, a demon i shinigami raz po raz łykali whisky. W pewnym momencie Yui przerwała wywód Christophera na temat piekła:
— Chris, twoja podopieczna jest... Czy ona nie jest pijana?
Christopher na tę wieść potoczył wzrokiem po gościach, łowiąc spojrzeniem charakterystyczne jasnoblond włosy Victoire.
Zobaczył ją obok Anthony’ego, zachowywała się zupełnie jak nie ona. Mówiła coś do niego, dotykała dłoni, jakby go... Uwodziła? Sam Horowitz pozostawał odporny na jej wdzięki, cierpliwie tłumacząc jej, że jest pijana. Jak na odpowiedzialnego „opiekuna” przystało.
Christopher wzruszył ramionami, przyjmując to na spokojnie. Dopiero po chwili zorientował się, że coś tu było nie tak.
— Kto w ogóle dał jej alkohol? — zapytał na głos, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Podszedł do swojej pani i stanowczo wyjął kieliszek z jej dłoni. Nawet bez wąchania cieczy wiedział, że był to szampan. — Dość tego dobrego, Victoire.
— Bogu dzięki, Chris. Weź ją ode mnie, bo nie wytrzymam — powiedział z lekka spanikowanym głosem blondyn.
— Ja na twoim miejscu wykorzystałbym jej obecny stan — wyznał Amarensis.
— Ja taki nie jestem. Nie kręcą mnie pijane dziewczyny.
— Może wolisz pijanych facetów?
— Nie. Zresztą nieważne — powiedział Anthony i odszedł w stronę Silvestra, siedzącego w gronie demonów.
Anioły, stojąc pod ścianą, rozmawiały; Catherine raz po raz wybuchała śmiechem, Richard ledwie się uśmiechał, a Beatrice wyglądała na zamyśloną. Nie brała udziału w rozmowie.
Dravelia rozejrzała się w poszukiwaniu jednego ze Żniwiarzy. Patrick, Rai, Vilniusowie, Pennyfather i William byli na sali, ale nigdzie nie mogła dostrzec Austina. Gdzież on mógł się podziać? Wyszedł po angielsku z klubu czy może tylko do toalety?
Westchnęła; nie powinien sprawiać kłopotów, przecież to była jedna noc na cały rok, kiedy mogli się spotkać tak po prostu, bez spin między rasami.
Jej uwagę szybko pochłonął inny problem pod postacią zbliżającej się północy. Jako organizatorka nie mogła pozwolić, by obejść Nowy Rok bez toastu.
— Moi drodzy! — Znów wstąpiła na podium. Jej sukienka była wygnieciona, sama Drav prezentowała się nieźle, biorąc pod uwagę trzy godziny zabawy. — Lucy już nalała szampana. Czas powitać Nowy Rok!
Barmanka szybkim krokiem przeszła wśród gości, rozdając kieliszki z alkoholem. Wyjątek stanowiła Julianneth, dla której specjlnie przygotowano Piccolo. Nicodem pierwszy wzniósł naczynie.
— Życzę wam wszystkim szczęśliwego i pomyślnego Nowego Roku. Żeby był lepszy od tego, który właśnie mija. Żeby Drav szybciej pisała i miała więcej weny, bo każdy z nas nie może się doczekać kolejnego wystąpienia. A Julianneth, Yui, Basi i Nami życzymy powodzenia, cierpliwości dla wymysłów autorki, no i przede wszystkim, żebyście zostały z Life of Shinigami do końca i jeszcze dłużej!
— No, Nicodem powiedział już wszystko, czego chciałam wam życzyć. A więc... Witaj, Nowy Roku! — zawołała. Goście zebrani w sali podnieśli kieliszki do ust i po chwili szkło zostało osuszone z alkoholu. Jedynie Drav stała z prawie pełnym kieliszkiem, który jednak szybko zniknął z jej rąk, pochwycony i opróżniony przez Setha.
— Boisz się, że się upijesz jednym kieliszkiem? — zapytał kpiąco.
— To opowiadanie. Tu wszystko jest możliwe.

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały tekst tak na początek roku, naprawę to było boskie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń