poniedziałek, 13 lutego 2017

19. Dwaj Żniwiarze, dwa anioły

Dobry!
To już rozdział dziewiętnasty... Jak ten czas szybko leci... Zaraz zacznę płakać. Żal by się było żegnać z Life of Shinigami.
Czekam na Wasze opinie o rozdziale, każda jst dla mnie bardzo cenna. Macie już pomysły co do winowajcy?
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam przyjemnej lektury rozdziału :)
Dravelia


19. Dwaj Żniwiarze, dwa anioły


— Nie wejdę tam — powtórzył William stanowczo. — Nie chcé jej nawet na oczy widzieć.
Nicodem spojrzał na kolegę z niezrozumieniem. Sądził, że wiedział dużo o swoim przyjacielu, choć wciaż poznawał jego niesamowicie złożoną osobowość. Teraz zupełnie nie wiedział, o co mogło mu chodzić. Owszem, były tematy, których Spears w rozmowie unikał jak ognia. Na przykład nie mówił o swoim życiu doczesnym. Vilnius wiedział tylko, jak zginął Will, ale i okoliczności śmierci pozostawały tajemnicą.
— Moja siostra, Jennifer — wypluł z pogardą, widząc zagubienie Nicodema. — Ludzki demon. — Założył ręce na piersi, demonstrując tym, że uważa, iż wejście do baru to absolutnie zły pomysł.
— Nie rób scen, William. Są tam też inne osoby prosto z piekła, jakoś wcześniej nie miałeś do nich awersji — zauważył czarnowłosy. — Nie wiem, co jest między tobą a twoją siostrą, ale proszę, zrób to dla mnie.
Przez chwilę Żniwiarz patrzył na Nicidema twardo, zastanawiając się, czy warto. Nie mógł wiecznie uciekać przed spotkaniem z Jennifer Spears; wcześniej czy później sytuacja mogła się zmienić, niekoniecznie na lepsze. W końcu podjął decyzję.
— Jak mam ci odmówić, skoro patrzysz na mnie takim wzrokiem? — Usłyszawszy jego słowa, Vilnius uśmiechnął się z satysfakcją. — Jednak wiedz, że idę tam z niechęcią i w najbliższym czasie zamierzam to sobie odbić — ostrzegł.
— Dziękuję, William — rzekł Nicodem z ulgą w głosie.
Annika z Arthurem już weszli do lokalu, Will z ociąganiem zszedł po schodkach. Nicodem ruszył jako ostatni.
Natanael, nie licząc zgromadzonych tam Żniwiarzy i demonów wraz z właścicielami, był pusty. Już od progu wyczuwał napięcie wiszące w powietrzu i zauważył ten specyficzny wyraz twarzy Christophera, kiedy ten starał się nie okazywać strachu i zmartwienia. Zbyt dobrze znał tę minę — widywał ją często podczas ostatnich pięciu lat, kiedy opowiadał mu o bardziej niebezpiecznych misjach, które zlecano Vilniusowi. Nicodem był pewien, że demon teraz martwi się o Victoire. Boi się, że nie będzie w stanie sprostać wymaganiom ich kontraktu.
Wśród towarzystwa Nicodem spostrzegł dwie nowe postaci. Jedną z nich był wysoki mężczyzna przed trzydziestką. Jego twarz o ostrych rysach pokrywał starannie utrzymany zarost. Kręcone ciemnoblond włosy związał na karku, w kącikach wąskich, błyszczących inteligencją błękitnych oczu miał kurze łapki od śmiechu. Wyglądał bardzo sympatycznie. Splótł zadbane, ale poznaczone głębokimi bruzdami opalone dłonie przed sobą, a łokcie oparł na stole. Na sobie miał zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu bluzę.
Z kolei kobieta siedziała tak blisko mężczyzny, że możnaby ją uznać za jego narzeczoną. W poważnej, okolonej czarnymi włosami z czerwonymi pasemkami twarzy błyszczały zimno jadowicie zielone oczy. Wysoka i smukła kobieca sylwetka była wyprostowana jak struna i całkowicie nieruchoma. Na nieprzeciętnie bladej skórze pod prawym uchem miała małe, ciemne znamię, które kształtem przypominało półksiężyc. Jeśli wierzyć słowom Willa, była jego siostrą, choć ta dwójka w żadnym wypadku nie wyglądała na rodzeństwo — byli tak różni od siebie.
Kiedy do pomieszczenia wszedł shinigami, przez jej twarz przemknął cień silnych emocji, ale szybko opanowała mimikę. Również Will się skrzywił.
— Żniwiarze, poznajcie Harry’ego Pevensie i jego demonicę Jennifer Spears — powiedział Christopher. — To mój przyjaciel, Nicodem Vilnius, jego siostra Annika oraz współpracownicy, Arthur Pennyfather i William Spears.
— Miło mi poznać. — Annika uśmiechnęła się do nauczyciela Victoire i usiadła. Widać było, że zrobiła na Harry’m dobre wrażenie. Arthur i Nicodem także zajęli miejsca wśród zgromadzonych, natomiast Will stanął za ich plecami, opierając się lędźwiami o krawędź sąsiedniego stolika. Ręce założył na piersi, a zmarszczone czoło jasno wskazywało na niezadowolenie i niechęć do kobiety o tym samym nazwisku.
— Ach, William. Mógłbym cię o coś prosić? — zapytał Christopher, kładąc dłoń na ramieniu ciepło ubranej Victoire. Żniwiarz skinął głową, pozbywając się z twarzy grymasu. Byleby się stąd wyrwać i nie patrzeć na twarz siostry. — Mógłbyś zabrać Victoire na spacer?
— Jasne. — Wzruszył ramionami i odepchnął się od stołu.
— Później ci wszystko opowiemy. Zadzwonimy, kiedy skończymy — powiedział demon i lekko popchnął swoją panią w stronę samobójcy. — Ufam, że przypilnujesz, by nie stała jej się żadna krzywda.
William skinął głową, a chwilę później on i dziewczyna wyszli z baru na chłodne późnolistopadowe powietrze. Kiedy tylko Żniwiarz stracił z oczu Jennifer, jego humor uległ poprawie.
— Nie poznaliśmy się jeszcze we właściwy sposób — zauważył Will, zatrzymując się kilkanaście kroków dalej. Delikatnie ujął jej ciepłą dłoń i ucałował ze staromodną kurtuazją. — William T. Spears, szlachetna panienko.
— Victoire Scott — odparła, spąsowiała. Zupełnie nie wiedziała, co robić, dlatego tylko stała z zakłopotanym uśmiechem, czekając, aż mężczyzna przejmie inicjatywę. Puścił swobodnie jej rękę i wyprostował się, przybierając na usta swój zwykły zawadiacki półuśmiech.
— Dokąd życzy sobie panienka pójść?
— Najchętniej poszłabym nad Tamizę, ale to dość daleko — rzekła zamyślona.
— Znasz jakieś ciekawe miejsca w tej okolicy? — zapytał, na co zaprzeczyła ruchem głowy. — W takim razie pokażę ci kilka interesujących zaułków. Często tu pracowałem.
Ruszył przed siebie, Victoire z łatwością dotrzymywała kroku Żniwiarzowi. Nie potrafiła iść w milczeniu, mając przy sobie osobę do rozmowy. Zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.
— Ty i Jennifer się znacie?
— Owszem, była moją siostrą. Nie rozmawiajmy o niej, dobrze?
Skinęła głową. Ona też nie miała ochoty na rozmowę o rodzinie, choć ciekawił ją fakt, że Will użył czasu przeszłego. Być może nie uznawał demonów za członków rodziny.
Chodnik nie był pusty, ale można było się swobodnie poruszać, natomiast samochody jechały bardzo wolno z powodu korku. Ludzie mijali Żniwiarza i blondynkę obojętnie, nie zauważając ich istnienia. To chyba nawet lepiej, stwierdziła w myślach szesnastolatka.
— Lubisz Annikę, prawda? — zagadnęła go znienacka, niespodziewanie. Widząc zaskoczenie na jego twarzy, z uśmiechem pospieszyła z wyjaśnieniem: — Zauważyłam ostatnim razem, jak na nią patrzyłeś. Nie trzeba tęgiego umysłu, by domyślić się, że na nią lecisz.
— Mówisz? To źle, że tak to widać? — spytał, wciskając dłonie w kieszenie kurtki. Nie patrzył na Victoire, nie chciał, by zobaczyła rumienie na jego twarzy.
— Nie wiem — odparła i odgarnęła z twarzy włosy, które, wciąż czesane wiatrem, nie przestawały łaskotać jej policzków.
— Odnoszę wrażenie, że ona nie chce przyjąć tego do wiadomości — wyznał.
— Więc powiedz jej to wprost.
— To nie takie proste. — Westchnął. — To siostra Nicodema, a Nicodem to mój przyjaciel. Nie wiem, jak zareaguje, może poczuć zazdrość, bo jak dotąd żyli sami we dwójkę, są nierozłączni. Poza tym boję się, że jeśli zepsuję coś na jednym froncie, to tak samo będzie z drugim. Nie chciałbym stracić ani jego, ani jej. I... Wydaje mi się, że Annika z jakiegoś powodu nir chce mi zaufać.
— Skomplikowane — stwierdziła wysłuchawszy jego żali. — Pogadaj i z nią, i z nim. Mam szczerą nadzieję, że uda ci się dotrzeć do Anniki. Pewnie warto.
— Oczywiście, że warto. — Uśmiechnął się radośnie. — Sto lat z hakiem czekałem, jeszcze trochę mnie nie zbawi.

***

— Nicodem ostrzegł mnie, że Żniwiarz może wciąż czytać księgę życia Victoire, dlatego odprawiłem ją z Willem — zaczął Christopher. Nicodem w duchu był mu wdzięczny, że zwolnił jego przyjaciela z obowiązku siedzenia tutaj, przy siostrze, której nie cierpiał. — Byłem świadomy tego, że może się dowiedzieć wszystkiego o demonach, ale nie spodziewałem się, że ośmieli się jeszcze raz użyć czerwonego długopisu.
Nicodem przewrócił oczami z irytacją i poddenerwowaniem jednocześnie.
— Nikt się tego nie spodziewał. Przejdziesz w końcu do rzeczy?
— Przejął nad nią kontrolę i próbował ją zmusić do popełnienia samobójstwa — powiedzuak demon, odchylając się w krześle. Jeszcze nie otrząsnął się z szoku, spowodowanego nagłą sytuacją; gdzieś w głębi jego umysłu nadal czaił się strach o jej życie. Nie oddawał jej pod opiekę Spearsa bez obawy, wciąż martwił się że stanie jej się jakaś krzywda lub jego wróg znów opanuje jej ciało. William wyglądał na odpowiedzialną osobę, był godny zaufania, skoro ufał mu Nicodem. I widział że z ulgą przyjął jego pośbę.
— Skąd pewność że nie zrobiła tego z własnej woli? — spytał Arthur i potoczył pogodnym, zupełnie niepasującym do sytuacji wzrokiem po demonach. Wyglądało na to, że tylko on jeden miał wątpliwości.
— Nie widzę powodów, dla których miałaby to robić sama z siebie — odparł Amarensis, mierząc spojrzeniem shinigamiego. — Jestem pewien, że gdyby była trzeźwa, tak głupi pomysł nie przyszedłby jej do głowy. Nie zachowywała się naturalnie, wręcz przeciwnie, jakby ktoś kazał jej podnieść nóż do gardła.
— Ale nie zrobiła tego, prawda?
— Prawda. Anthony ją powstrzymał, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. — Czarnowłosy spojrzał na blondyna z delikatnym półuśmiechem. — Jak to zrobiłeś?
— Mam swój sposób — odpowiedział z błyskiem w oku. — Seth nauczył mnie wykorzystywać swój potencjał — dodał tajemniczo, po czym zamilkł na chwilę. — Myślę, że to nieudane samobójstwo Scott nie było dziełem tego pierwszego Żniwiarza.
Nicodem i Annika zerknęli na niego z zaintrygowaniem. Założenie jego teorii było interesujące, rodzeństwo było ciekawe, jak mógł wpaść na ten trop. Christopher spoglądał na niego z mieszaniną ciekawości, obawy i chłodnej kalkulacji. Natomiast ciemnobłękitne oczy Setha błyszczały z podniecenia, nie krył pełnego zadowolenia i satysfakcji uśmiechu, choć wciąż obawiał się, że Anthony zbytnio się zaangażuje. Nathaniel prychnął.
— Nie możesz być pewien na sto procent, że to prawda.
— Niczego takiego nie powiedziałem, ale uważam to za bardzo prawdopodobne — rzekł Horowitz, nie przejmując się wiszącym w powietrzu napięciem. — Jestem zdania, że to efekt działań drugiego Żniwiarza, nazwijmy go Y. Shinigami X nie ukartował tego wszystkiego na darmo, ma w tym jakiś nieznany nam cel. Możliwe, że ci dwaj się znają, może są wrogami lub mamy do czynienia z jednym o bardzo zmiennym charakterze lub pozbawionego planu działania. Nie możemy zignorować żadnej z tych teorii. Do tego dochodzi jeszcze St. Morris, niebezpiecznie byłoby o nim zapomnieć.
Sięgnąłpo szklankę z sokiem pomarańczowym i pociągnął kilka łyków, dając im czas do namysłu nad jego słowami. Jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Setha. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, a Anthony wyczytał z jego oblicza że jest dumny z blondyna. Blade policzki chłopaka pokryły się niemal niezauważalnym rumieńcem, ale nikt tego nie dostrzegł, za co był wdzięczny losowi. Kontynuował.
— Załóżmy, że St. Morris i shinigami X z West Capture są ze sobą powiązani. Załóżmy, że pan X kazał St. Morrisowi zabić tamtych dwóch i nie strzelać do Victoire, ale mieć ją na celowniku. Przysłał Christophera. Później, w sobotę, St. Morris próbował ją porwać, prawdopodobnie dla samobójcy X. Skoro, jak się przekonaliśmy, X ma całkowitą władzę nad nią, po co jeszcze bardziej angażuję w tę sprawę człowieka, mimo że ma jeszcze co najmniej jednego anioła na swoich usługach?
— Idąc tą drogą — dodał Seth — jak nam ostatnio powiedział Nicodemus, ten X cztery razy uratował ją od śmierci. Nie pozwoliłby jej się zabić. Możliwe, że sprawdzał granice wykonywalności pewnych czynności albo chciał przyprawić Chrisa o zawał.
— Lub chciał z niej zrobić Żniwiarkę — powiedziała pogrążona w myślach Annika. — Tylko po co?
— Właśnie tego próbujemy się dowiedzieć. — Anthony znów napił się soku. Wróćmy jednak do właściwego tematu naszej rozmowy. X i Y wcale nie muszą się znać. Być może Y usiłował pokrzyżować plany X i tym sposobem Scott wylądowała w kuchni z nożem w ręku. Lub zmieniły mu się plany co do jej osoby. Już mu nie była potrzebna, więc chciał się jej pozbyć.
— Jedna z tych tez musi być prawdziwa — potaknął Vilnius. — Jestem przekonany, że Żniwiarz wystawiał Chrisa na próbę. Sprawdzał, jak się zachowa w takiej sytuacji. Bo prawdziwym celem jest właśnie on, demon. Każda krzywda zrobiona Victoire będzie dla niego bolesna, z czego korzysta ów shinigami. — Zamilkł, nie oczekując odpowiedzi na swoje słowa. Chciał się dowiedzieć, dlaczego to jego przyjaciel był celem: dlatego że należał do piekielnej rasy czy dlatego, że był Christopherem Amarensisem? Gdyby chodziło o niego jako i demona, mógłby się spotkać z jego wrogiem i coś wynegocjowac, na przykład przehandlować Chrisa na jakiegokolwiek innego demona, z wyjątkiem Silvestra, Setha, Nathaniela, Eunice, Jennifer i pewnej kobiety. Jeżeli chodziło o osobistą urazę, mógł mieć tylko nadzieję, że Christopher i Victoire wyjdą z tego bez szwanku na ciele i psychice.
— Udało ci się ustalić coś na temat St. Morrisa? — spytał Seth, zmieniając temat. Siedział pochylony nad stołem, na którym opierał łokcie. Podbródek ułożył na splecionych dłoniach i wpatrywał się w Nicodema z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Żniwiarz poczuł się nieswojo, ten błysk w oczach demona był wręcz niepokojący. Powoli kiwnął głową.
— Mnóstwo niepotrzebnych informacji oraz kilka które mogą nam się przydać. — Starał się, żeby głos mu nie zadrżał, kiedy patrzył w ciemne tęczówki Setha. Nie potrafił oderwać wzroku od jego twarzy, na której malował się zagadkowy uśmiech. Poczuł delikatną, drobną dłoń Anniki, chwyciła go za rękę i splotła z nim palce. Wyczuwała płynące od brata zdenerwowanie, od kiedy spojrzał na Murraya. Uścisnęła jego dłoń, czym dodała mu pewności siebie. Podejrzewała, że demon w jakiś dziwny sposób oddziałuje na jej bliźniaka. Spokojny uśmiech demona sprawiał że nie zdobył jej zaufania. Uznała, że zachowywał się dość nienaturalnie.
Nicodem w końcu uwolnił się od spojrzenia ciemnowłosego i dyskretnie otrząsnął się z lekkiego otępnienia. Potoczył wzrokiem po zgromadzeniu, unikając hipnotyzujących oczu piekielnego stworzenia. Zatrzymał spojrzenie na prostokątnych oprawkach okularów Silvestra.
— Ma trzydzieści dwa lata, jest przestępcą, konkretniej mówiąc, zajmuje się kradzieżami i dilowaniem, czasem też bawi się w pobicia i zabójstwa. Z nikim nie jest związany kontraktem i rzeczywiście jest na usługach Żniwiarza, który kazał mu bez szemrania wupełniać wszystkie swoje polecenia w zamian za wynagrodzenie pieniężne i nieśmiertelność. Na początek kazał mu zabić Victoire.
— Rozumiem. Ostatecznie i tak mu nie zapłaci, ponieważ nie dopuści do przedwczesnej śmierci Scott. Sprytne, zaiste — mruknął Arthur z lekkim podziwem dla umiejętniści planowania ich wroga.
— Żniwiarz przydzielił mu anuelicę Catherine Hope, aby mu pomagała, przekazywała instrukcje i ochraniała go.
— Ach, przypomniało mi się coś dla was bardzo istotnego — wtrącił się białowłosy. — Kiedyś, dawno temu, spotkałem trzy anioły. Beatrice, Catherine i ktoś, kogo imienia nie byłem w stanie zapamiętać. Możemy być pewni, że te dwie nie były same, jest z nimi ten trzeci. Są nierozłączni. — Posmutniał nagle. — Pamiętam ich, byli w Krakowie dwudziestego czwartego marca, kiedy Tadeusz składał przysięgę na rynku. Pamiętam dzień, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć roku. Pamiętam, że niedługo po tym, przed trzecim rozbiorem, wywalili mnie z Polski.
— Jesteś pewien, że była ich trójka?
— Jak tego, żem Geralt Żiżka! — odpowiedział pewny siebie Arthur. „To nie do wymówienia”, pomyśleli jednocześnie Brytyjczycy. — Beatrice nie żyje. Zostaje jeszcze Catherine i facet o zbyt skomplikowanym imieniu.
— Dziękuję, Arthur. Wiemy, kogo powinniśmy się spodziewać, ale nie mamy pojęcia, co potrafi ta dwójka. — Anthony ogarnął wzrokiem swoje audytorium. — Podsumowując, Żniwiarz lub Żniwiarze są w stanie kontrolować Scott, celem wroga jest Christopher, wiemy, iloma co najmniej aniołami dysponuje shinigami X, cho wciąż nie znamy jego tożsamości.
— Anthony — odezwał się niespodziewanie Arthur, wbijając wzrok jasnych oczu w nastolatka — jesteś niesamowicie sprytny, wiesz? Myślę, że nasz przeciwnik jest taki jak ty.
Twarz blondyna nie wyrażała żadnych emocji, ale w oczach było widać lęk, że shinigami sugeruje, że to on jest winny oraz odrobinę żalu, że został tak odebrany.
— Co ma pan na myśli, panie Pennyfather? — spytał Silvester z chłodną uprzejmością.
— Chcę przez to powiedzeć, że sądzę, iż wróg jest sprytny, zdecydowany, konsekwentny i potrafi planować nieplanowane. I także ukrywa się za pewnego rodzaju maską — dodał i już więcej się nie odezwał.
— Być może masz rację — powiedział Horowitz po krótkim namyśle, po czym wstał. — Zrobiliśmy dziś stosunkowo duży krok w przód, może kiedy spotkamy się następnym razem, będziemy znać personalia tego Żniwiarza. A może już nigdy się nie spotkamy — dodał o wiele ciszej. Odwrócił się i odszedł od stołu. Przy jego boku natychmiast pojawił się Silvester, który pomógł mu ubrać kurtkę. — Do widzenia, mam nadzieję.
Nicodem odprowadził wzrokiem demona i jego pana. „I pomyśleć, że ten chłopak ma szesnaście lat, a zachwouje się, jakby miał trzydzieścu. Jest dojrzały, odpowiedzialny...”. Zrozumiał teraz ostatnią wypiwiedź Arthura.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się kto chce zaszkodzić Christopherowi i reakcja Willa na siostre...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń